Szanowny Kolego Prezesie.

Bardzo się cieszę, że był Pan łaskaw, w natłoku swoich obowiązków, wziąć udział w polemice/dyskusji nad tekstem napisaną przez Kolegę Ryszarda Zienkiewicza i moją skromną osobę. Pańskie uwagi – to jest moje zdanie – są bardzo złośliwe, a poza tym nierzeczowe.

Przyznam, że czasami udaje się Panu w opublikowanym tekście wyartykułować ważne rzeczy, jednak Pańska niechęć do mojej osoby przebija przez cały tekst bardzo wyraźnie. Czytając ów tekst można dojść do wniosku, że wszelkiemu złu, jakie zaistniało w Pomorskim Okręgu PZF jest winien Jesionowski. Cóż – takie jest Pańskie zdanie … I Pan, i ja, znamy korzenie tego Pańskiego stwierdzenia. Może jeszcze także niewielkie grono innych filatelistów, także sędziów wystawowych uczestniczących w „imprezie”, którą jest Pan łaskaw się chwalić, jako własnym osiągnięciem. I tu - co do jakości tego sukcesu - moje zdanie jest odmienne od Pańskiego.
Chciałby sprostować, Kolego Prezesie, przekazaną przez Pana informację dotyczącą mojej osoby. Zapewniam Pana, ja – w odróżnieniu od Pana – działaczem w Związku nie byłem, pomimo znacznego mojego zaangażowania w sprawy badawcze, wystawiennicze oraz organizacyjne filatelistyki pomorskiej. W Zarządzie Okręgu Pomorskiego zasiadałem już bardzo dawno temu, teraz wróciłem do tej funkcji. I w czasach tej „aktywności”, ale i poza tym okresem, chyba sporo zrobiłem dla filatelistyki. Nie będę się jednak swoimi osiągnięciami chwalił – w odróżnieniu od Kolegi Prezesa (vide – treść Pana polemiki).
Szanowny Kolego Prezesie. Dzisiaj mamy taką sytuację w PZF, że aktywnych członków naszej organizacji w całej Polsce jest tylu, co to w czasach świetności naszego Związku było w najmniejszych okręgach. I stąd nasze stwierdzenie o konieczności zaangażowania w proponowane przez nas działania związane z wykorzystaniem potencjału Domu Filatelisty w Gdańsku również ludzi z innych okręgów. Ten „Dom…” jest majątkiem całego PZF, nie tylko Okręgu Pomorskiego, i nie tylko członkowie tegoż Okręgu winni pracować dla dobra całego Związku. Taka idea przyświecała nam, koledze Zienkiewiczowi i mnie, w trakcie pisania tekstu. I nie jest naszą winą, że dzisiaj w związku są tylko (prawie) „leśne dziadki”. Ale by zaradzić tej sytuacji należało podejmować stosowne działania 20, 15 lat temu. I to nie na szczeblu Okręgu, ale w „centrali”. To owa „centrala” winna wówczas zastanowić się nad znalezieniem metod wciągnięcia „do działania” ludzi, którzy będą przede wszystkim chętni do pracy wystawienniczej, organizacyjnej, publicystycznej, ale i fizycznej. Niestety – w kręgach Zarządu Głównego padały w owym okresie stwierdzenia o zmniejszaniu się liczby aktywnych i skorych do pracy filatelistów. Ale nie wskazywano kierunków rozwiązania tego problemu. Wszak te kilkanaście lat temu w Związku nadal było kilkadziesiąt tysięcy członków, w tym około 1/3 ludzi „młodych”. I nikt wówczas nie patrzył „za horyzont” i nie martwił się o realia członkowskie za lat dwadzieścia. A istniała już wówczas pilna potrzeba powstania opracowanie/analizy wykazującej przyczyny tego tragicznego ubytku „związkowych zasobów kadrowych”. A przede wszystkim wskazującej kierunki poszukiwań owych „zasobów”. Jest Pan autorem takiej analizy – „Programu rozwoju filatelistyki wśród młodzieży szkolnej” (2010), jednak nie wdrożył Pan w życie zawartych w tym opracowaniu wniosków. Przynajmniej nie widać dzisiaj efektów takiego działania. A od 2011 roku jest Pan Prezesem Zarządu Głównego. Jakoś nie widać Pańskiej troski o zwiększenie liczebności Związku, nie widać jakichkolwiek działań. Nie widać tego w organie związkowym, jakim jest „Filatelista” – a tam powinna się ta dyskusja nad zaradzeniem ubytkowi członków toczyć.
W dzisiejszym, trudnym dla kolekcjonerstwa okresie (w prawie wszystkich dziedzinach), stwierdzenie „szukajmy narybku wśród młodych” jest śmiesznym truizmem. Bo tam nie znajdziemy narybku. Młodzi ludzie mają w chwili obecnej takie ilości źródeł „podniet emocjonalnych” wokół siebie, że skostniała metodologicznie filatelistyka nie jest dla nich żadną atrakcją. A argument o „wzroście wartości finansowych przedmiotów kolekcjonowanych”, którym szermowano przez dziesięciolecia, w konfrontacji z rzeczywistością, okazał się przysłowiowym „gwoździem do trumny” naszego zbieractwa. Dzisiejszy „młody” adept naszego kręgu zbierackiego nie jest w stanie wyłowić rzeczy wartościowych finansowo – bo nie ma „pod ręką” odpowiedniej wiedzy. Nie ma także prawdziwej informacji o walorach cennych, o ważności badań własnych nad przedmiotem realizowanego kolekcjonerstwa, o budowaniu eksponatu. Mimo OLBRZYMIEJ ilości wydawanych publikacji specjalistycznych. Bo ów adept nie ma gdzie takiej informacji znaleźć, brak jest odpowiedniej informacji bibliograficznej /takim „oknem na świat” w zakresie bibliograficznym stała się biblioteka i-KF dostępna na stronie Koła – jakżesz krytykowanego przez Pana w Polemice”/. A na „bzdety” ten młody człowiek nie ma czasu i ochoty – bo drapieżne życie mu na to nie pozwala. Więc krąg ludzi młodych będzie bardzo oporny na te poszukiwania i działania agitacyjne. Dzisiaj uczy „wujek Google” a nie filatelistyka. Dzisiaj oknem na świat są realne podróże, a nie znaczki z różnych krajów świata pozyskiwane na wymianie „szkolno-podwórkowej” i układane w zeszytowym klaserze.
Daje Pan nam rady, jak przyciągnąć do filatelistyki młodych ludzi. A ilu ich Pan przyciągnął osobiście? Ile Pan tych „basenów” dla młodych przygotował, ilu ludzi do tego zbieractwa zainspirował? Wydaje mi się, że moje osiągnięcia są w tym zakresie od zasług Pana Prezesa większe… ale nie będę się chwalił. Niech się Pan tymi sukcesami pochwali – a nie tylko pieniądze… pieniądze… pieniądze! Wiem – bez nich niewiele można zrobić. Ale nie samymi pieniędzmi… Jeśli już tak dużo Pan pisze o „tych pieniądzach” i Pańskich zasługach w ich pozyskaniu, to może będzie Pań łaskaw podać ile z tych pieniędzy przeznaczył Pan na rozwój filatelistyki młodzieżowej, na przyciągnięcie nowych członków do PZF. Bo na to te pieniądze powinny w dobie kryzysu członkowskiego w głównej mierze pójść. Tylko nie chodzi mi o pieniądze na pokazowe event’y, a na realne działania wśród młodych. Na naukę, zaangażowanie się w popularyzację filatelistyki, pokazanie „na czym ta zabawa polega”. A nie prestiżowe dla ZG imprezy w typie tegorocznego Finału w Olsztynie. Nie o takie wydatki chodzi. One pochłaniają dużo kasy, jednocześnie podnoszą prestiż Organizatora. Ale ich efekt finalny jest znikomy. Ci młodzi pokonują próg dorosłości, i na tym kończy się ich zabawa z filatelistyką. Nie te metody, nie ten kierunek działania. Ale pieniądze będą wydane.
Ostatnio, w ramach dyskusji, ukazały się dwie ciekawe polemiki – głosy w dyskusji. Zawarte są w nich takie „oczywistości”, że aż strach pytać – dlaczego ZG PZF także o tym nie pomyślał i tego nie wdrożył wcześniej” A ukazały się one na stronie i-KF – tej takiej „beee”. Podaję linki
https://www.i-kf.pl/strona-glowna/blog/dyskusje/pzf-oczami-niezrzeszonego-filatelisty
oraz
https://www.i-kf.pl/strona-glowna/blog/dyskusje/o-filatelistyce-w-polsce-i-pzf-pisze-mlody-wiekiem-i-stazem-czlonek-i-kf
Co Pan, Panie Prezesie, zrobił dla popularyzacji filatelistyki? Ile popularnych materiałów Pańskiego autorstwa trafiło do żądnych wiedzy ludzi? We wszystkich możliwych „nośnikach informacji”? Ci „żądni wiedzy” są, zbierają walory, układają w klaserach… i potrzebują tej wiedzy – tylko trzeba do nich dotrzeć. Ta „praca u postaw” jest bardzo istotna, bo to są często ludzie oszukani przez PZF, niechętni Związkowi, nie chcący płacić haraczu w postaci składki członkowskiej oraz „podatku” wymyślonego przez Pana na potrzeby pozyskania środków (Panie Prezesie – te „nowodruki” nie są walorami filatelistycznymi i jako takie nie powinny być wyceniane w Katalogu. To są pamiątki, jak napisałem – cegiełki na Związek). Ale wierni swojej pasji. I to oni mogą stać się na nowo członkami naszego Związku. Aktywnymi członkami.

Neguje Pan nasze zaangażowanie w prowadzenie działalności edukacyjnej – zarówno wśród członków PZF jak i osób nie zrzeszonych. Więc jest Pan złym zarządzającym Związkiem. Jeśli nie wie Pan, co robią członkowie na tym polu – to bardzo źle o Panu świadczy!
Źle o Panu świadczy także ostatnia Wystawa Krajowa. Chwali się Pan w swoim biogramie na stronie ZG PZF organizowaniem bardzo wielu Wystaw – co nie jest prawdą. Nie Pan je organizował – tylko ludzie z terenu. Pan był w „czapce”, bez której te wystawy nie mogły się odbyć. Ale Pańska praca polegała na obecności, na podpisaniu listy, na uściśnięciu prawicy, odebraniu medali. A nam zarzuca Pan nieaktywność, czekanie na „wolontariuszy”. Otóż Pańskie „organizowanie wystaw” opiera się właśnie na takim „wolontariacie”. A jak Pan zarządza tymi wolontariuszami –  pokazała „Ruda Śląska 2023”. Gdy ludzie się „nie sprawdzili” wystawa okazała się klęską organizacyjną. Czy to wina „tych ludzi” czy Pana? Wystawcy nie otrzymali na czas należnych im dokumentów, nie było nawet po zakończeniu złożonych przez nich na początku wystawy metryk eksponatów. Dla sędziów zabrakło podstawowych materiałów do pracy, w tym katalogów, nie było kompletu dokumentów. Za to „uczestniczyliśmy w dwu weselach” odbywających się w naszym hotelu! Pan chyba w tym czasie nie mieszkał nad salą balową – bo nie kojarzę Pana z naszego hotelu. Było to wspaniałe miejsce do pracy i odpoczynku po męczącym jednak sędziowaniu! „Palmares” ukazał się ponad pół roku po zakończeniu wystawy. Dlaczego tak się stało? Dlaczego zaistniał ten „oszałamiający” sukces organizacyjny, Pański „sukces”…?

Szanowny Panie Prezesie. Członkowie i-KF nie zostali kupieni przez to koło działające w Okręgu Pomorskim. Oni wybrali tą formę zrzeszenia. To powinno przed około już 10 laty wskazać Panu drogę naboru nowych członków. Nie skorzystał Pan – jako Prezes ZG – z tego doświadczenia. Nie kupiono do Koła także wystawców jakimiś premiami czy obietnicami nagród. Oni także sami zdecydowali o swojej przynależności do tego koła. Pańskie stwierdzenia o – jak Pan to ujął – ściągnięciu ich do Koła, jest co najmniej śmieszne!
A jeszcze bardziej śmieszne jest Pańskie stwierdzenie o pożądaniu przez i-KF zaszczytów. Jeśli coś takiego mówi Prezes ZG PZF w odniesieniu do podległej mu placówki osiągającej znaczące sukcesy – to wstyd dla Prezesa! Pomijając fakt, że to wierutne kłamstwo wymyślone przez tą osobę.

Cóż – gratuluje Panu dobrego samopoczucia oraz „rzeczowości” w dyskusji. Nawet nie zauważył Pan naszych intencji. Chęci wywołania dyskusji. I nie podjął Pan tej dyskusji. Tylko wykorzystując swoją pozycję zaatakował Pan ad personam autorów i ludzi zaangażowanych w próbę ratowania związku oraz w  rozmowę o tej perspektywie. To bardzo przykre.

Bernard Jesionowski