Na opublikowany na stronie apel o przesłanie nam tekstów związanych z 10-lecie funkcjonowania i-KFu otrzymaliśmy ich kilka. Do tej pory opublikowaliśmy cztery wypowiedzi. Głos zabierały osoby związane z i-KF, które być może dostrzegały same pozytywne aspekty naszej działalności. Dzisiaj zapraszam do zapoznania się z tekstem, który odnosi się do naszego jubileuszu tylko częściowo ale patrzy na nasz dorobek, niejako z zewnątrz. Tym razem głos zabrał Kol. Michał Kosiarski. Jak sam o sobie napisał "członek „tego drugiego” koła internetowego i brazylijskiego FILABRAS".
Ośmielony zachętami władz i-KF, pozwalam sobie skreślić kilka zdań refleksji z okazji jubileuszu 10 lat istnienia I-KF. Gratuluję tej dekady, mam nadzieję, że będzie dalszy rozwój i co najmniej kilka kolejnych dziesięcioleci. Dla mnie największym atutem i-KF jest zebranie dużej części wiedzy filatelistycznej w jednym miejscu – w Bibliotece, jak również interaktywnych formach przekazywania wiedzy. Za to gorąco dziękuję.
Jakie widzę problemy stojące nie tylko przed i-KF, ale – ośmielę się zauważyć – także przed całym PZF i filatelistami niezrzeszonymi?
Po pierwsze – szansa, a jednocześnie zagrożenie specjalizacją. Specjalizacja wymaga czasu, wiedzy i pieniędzy. Zwłaszcza, jak wychodzimy z dziecięco-abonamentowego etapu „zabawy” w filatelistykę i idziemy w specjalizację, sięgając do klasyki, zagranicy, wąskich tematów takich jak Polska nr 1, wydanie krakowskie itp. Wiem z własnego doświadczenia, jak trudno przejść ten etap, gdy się nie dysponuje dużymi funduszami i wolnym czasem, który można poświęcić na zdobywanie wiedzy i pieniędzy na walory. Dobrą metaforą obu tych etapów w życiu i rozwoju filatelisty może być przepaść cenowa i dostępowa pomiędzy pierwszym a drugim tomem katalogu Fischera.
Trend intensyfikacji specjalizacji i podnoszenia filatelistycznej poprzeczki pokazują też współczesne publikacje, coraz bardziej skomplikowane. Moim zdaniem potrzebny jest powrót do starych, dobrych czasów, czyli ponowne zainteresowanie młodszych filatelistów mniej elitarnymi dziedzinami: przeproszenie się z PRL-em, wydaniami masowymi, powojennymi całostkami. Dużą szansę rozwoju widzę też – dzięki ogromnemu importowi walorów filatelistycznych oraz ich niskimi cenami – w zainteresowaniu się np. Niemcami bądź USA. Być może w tych kierunkach warto rozwijać aktywność internetowych filatelistów, a także wirtualną bibliotekę. Szansę widzę zwłaszcza w kierunku niemieckim, ponieważ nasi filatelistyczni koledzy znad Odry i Renu interesują się silnie tematyką związaną z Polską.
Po drugie – jest utrudniony dostęp do niektórych dziedzin wiedzy specjalistycznej, która – nie bójmy się tego powiedzieć - zanika. Chodzi o takie obszary, jak znaki polecenia, datowniki okolicznościowe, FDC, całostki. Katalogi i literatura w tych dziedzinach są trudno dostępne, a takie nazwiska, jak M. Kościelniak, A. Myślicki, T. Hampel, S. Żółkiewski coraz mniej mówią młodszym filatelistom. Przeszkodą nie są nawet pieniądze, ale niedostępność książek autorstwa ww. wymienionych, które bardzo rzadko pojawiają się na Allegro, ebay i innych platformach aukcyjnych lub na pchlich targach i w antykwariatach. Na publikacje T. Hampela polowałem kilka lat, z opracowania S. Żółkiewskiego korzystam grzecznościowo u znajomego, ale moja lista życzeń – zwłaszcza, gdy chodzi o pozycje zagraniczne - nadal jest długa. Nie wiem, czy i-KF próbował negocjować z właścicielami praw autorskich do polskich publikacji tych właśnie autorów. Może warto?
Podobnie, jak prof. J. Auleytnerowi, brakuje mi też w jednym miejscu polskiego internetu informacji o fałszerstwach i – cóż tu owijać w bawełnę – tzw. „januszach” filatelistyki, którzy próbują robić nieuczciwe biznesy i żerować na niepełnej wiedzy filatelistów. Może i-KF stanie się takim miejscem?
Po trzecie – troska o narybek kolejnego pokolenia filatelistów, niekoniecznie najmłodszego. Tu chylę czoła przed członkami i-KF – dzięki tej stronie edukacja filatelistyczna odżyła. Też jestem tu dobrym przykładem, gdy po 15 latach niebytu zacząłem jakiś czas temu powracać do zapomnianego hobby i odkrywać je na nowo, właśnie dzięki stronie internetowej i-KF. Nowe technologie są tutaj sprzymierzeńcem filatelistyki. Niestety z grona moich wieloletnich kolegów, z którymi zaczynałem przygodę z filatelistyką, wróciłem na razie tylko ja. Reszta dawno zrezygnowała, choć część się przyznaje, że gdzieś jeszcze ma zachomikowane klasery. Powody to: brak czasu, mnóstwo innych ofert rozrywki i relaksu, brak pieniędzy. Przypominamy sobie czasem przy dobrym trunku, jak jeździliśmy na warszawskie Stare Miasto do sklepu filatelistycznego zdobywać blok z Jerzym Kukuczką albo modne wtedy znaczki. Oni tylko wspominają, ja zdążyłem wsiąknąć w całostki i całości pocztowe, zacząłem jeździć po wiedzę do Ciechocinka, odgrzebałem stare „Michele” i „Fischery”, a na koniec nawet zapisałem się do PZF.
Narybek jest też potrzebny z jeszcze innego, trochę przemilczanego i niechętnie w rozmowach filatelistycznych poruszanego powodu. Chodzi o to, aby miał kto przejmować zbiory tych kolekcjonerów, którzy odchodzą na zawsze, kontynuować tradycje i biec dalej w tej filatelistycznej sztafecie pokoleń. Teraz rodziny starych zbieraczy pozostają, często bezradne. Spodziewają się za duże pieniądze sprzedać kolekcje po zmarłych i spotyka ich rozczarowanie, że zbiory gromadzone przez dziesiątki lat ktoś chce nabyć za bezcen, o ile w ogóle się chętny na to znajdzie, gdyż koledzy męża, ojca, dziadka już też odeszli. Tu może wystarczyłby dobry system wymiany informacji – zarówno o popycie, jak i podaży, większa integracja środowiska i – znowu bolesny wątek dla całego filatelistycznego środowiska – może mniej egoizmu i materializmu, przeliczania każdego znaczka i klasera na pieniądze, a więcej postaw altruistycznych i prospołecznych. Tutaj też działalność i-KF jest godna naśladowania.