Filatelistyka - jeżeli szukamy definicji filatelistyki to sięgamy najczęściej do wszelkiego rodzaju encyklopedii i co w nich znajdujemy? Najbardziej popularne odpowiedzi to - zbieranie, kolekcjonowanie znaków pocztowych itd. Jednym słowem istnieją definicję krótkie, definicje rozbudowane, mniej lub bardziej
wyczerpujące ale wszystkie one starają się, jak najbardziej precyzyjnie opisać to czym jest przedmiot zainteresowania pewnej grupy ludzi i jak ich określić. Tworzenie tych definicji przypomina mi pewną pochodzącą z starożytności definicję sformułowaną przez myśliciela zaliczanego do tzw. Ojców Kościoła, który stwierdził, że aby kogoś nazwać chrześcijaninem należy przede wszystkim zbadać:
" Kto [a quo], przez kogo [per auem], kiedy i komu [quando et quibus] przekazał tę naukę, dzięki której ludzie stają się chrześcijanami" - Tertulian
W podobny sposób budowane są wszelkie współczesne definicje. W przypadku filatelistyki inna jest co prawda kolejność pytań, ale w efekcie zawsze staramy się odpowiedzieć na pytanie kto, kiedy i komu przekazał pasję zbierania tych małych, kolorowych kawałków papieru i czym one właściwie są.
Zostawmy jednak na boku encyklopedyczne definicje. Oczywiście, nie neguję ich znaczenia ani potrzeby tworzenia wszelkiego rodzaju norm. One są jak najbardziej potrzebne, ale dopiero w następnym etapie – dopiero wtedy gdy stwierdzimy, że chcemy zostać filatelistami, wtedy gdy uznamy że przyszła pora na ujęcie w jakieś sensowne ramy naszej pasji. Tego co do tej pory było właściwie nie tyle filatelistyką, ale przygodą z znaczkami.
Oto, w jaki sposób zwykle zaczyna się przygoda ze znaczkami. Kiedyś zbieranie znaczków było właściwie jedynym realnym sposobem na „zwiedzanie” świata. Wielu z kolekcjonerów może z nostalgią powtórzyć słowa Juliana Tuwima, który w wierszu „Dzieciństwo” tak wspomina swoje „odkrywanie” świata:
„....Tesknię za ojczyzną moja!
Tutaj u was, obco mi, nieswojo.
Tam wielbłąda miałem na Sudanie,
a żyrafę i palmę na Niasie!...”
Sudan, 1917, Mi 46
Zastanawia mnie nieustannie dlaczego powyższe słowa, mówiące o zbieraniu znaczków jako sposobie na poznawanie i odkrywanie świata, traktuje się z nostalgią, jako coś co wspomina się jako pewnego rodzaju relikt pochodzący z świata który już odszedł i do którego nie ma już powrotu? Czy dzisiaj koperta z naklejonym na niej znaczkiem jest nudna, gdyż mamy internet i odbywanie podróży nawet do najbardziej odległych krańców świata, jest o wiele łatwiejsze? A przecież znaczki nic nie straciły z swojego znaczenia. Nadal mogą być doskonałym materiałem edukacyjnym.
Może po prostu pomimo upływu lat warto zachować w sobie ten dziecinny zachwyt światem, umiejętność dziwienia się połączoną z chęcią poznawania.
Niech będzie to przygoda z znaczkami – na filatelistykę przyjdzie czas. I to my sami musimy podjąć taką decyzję – kiedy chcemy stać się dorosłymi i zająć się filatelistyką, a możemy zawsze pozostaniemy na etapie przygody i zabawy?
Zdajemy sobie sprawę z tego, iz dla wytrawnych filatelistów powyższe słowa mogą brzmieć wręcz obrazoburczo – ale dla nas zbieranie znaczków to jedna wielka przygoda i nieustanna wędrówka po świecie którego najprawdopodobniej nigdy nie będzie nam dane poznać.
Witamy więc w świecie przygody. W świecie, w ktorym pomimo panującego zimna, można przeżyć niezapomnianą przygodę – nawet wtedy, gdy jest to tylko przygoda z znaczkami. W świecie, którego niepodzielnym władcą jest pingwin cesarski i jego 17 kuzynów. Jeden z nich upodobał sobie nawet tropiki.
Falklandy , 1929, Mi 48–58
W roku 1929 administracja Falkland – wysp będących przedsionkiem Antarktydy wydała 11 znaczkową serię znaczków na których po raz pierwszy umieszczony został pingwin. Tym razem jest to zastępca pingwina cesarskiego władającego Białym Lądem – pełniący rolę wicekróla panującego nad obszarami morskimi – pingwin królewski. Po raz pierwszy doszło więc do spotkania dwóch władców – władcy Wielkiej Brytanii - króla Jerzego VI i władcy Antarktyki – pingwina królewskiego. W ten oto sposób nastąpiło przywitanie pingwinów w świecie znaczków.
Dlaczego o tym piszę? Otóż jest to poszukiwana i dość droga seria. Zwłaszcza znaczek o nominale 1 funta jest walorem dość trudnym do zdobycia. Na szczęście w końcu i ten pingwin zawitał do naszej kolekcji i pomimo tego, że nie jest to najdroższy znaczek z pingwinem, stał się niejako niekwestionowanym królem pingwiniej kolekcji.
Falklandy, 1929, Mi 58
To był ostatni brakujący pingwin do kompletu. Pora więc na podsumowanie. Po skrupulatnym liczeniu możemy stwierdzić, że poczynając od 1929 roku do maja 2015 roku pingwiny można znaleźć na 1128 znaczkach. Są to zarówno pingwiny których przynależność gatunkową określimy bez problemu, jak i stylizowane pingwiny, pingwiny będące bohaterami bajek oraz pingwiny służace jako elementy znaków graficznych. Każdy z tych znaczków to inny pingwin, nawet w tym przypadku gdy w ramach serii ten sam znaczek z pingwinem powtarza się, ale z innym nominałem, to był liczony jako jeden.
Ponieważ najczęściej nie występował on samodzielnie lecz był częścią serii, arkusza czy też bloku to należało policzyć także ilość znaczków w tych seriach. Jeżeli więc chcemy mieć wszystkie dotychczas wydane pingwiny wraz z seriami w których występują to ilość takich znaczków wzrasta do liczby 3116.
O ile wszystkie znaczki na których znajdują się pingwiny już posiadamy, to niektóre serie wymagają jeszcze skompletowania – tutaj ceny odgrywają niebagatelną rolę. Oczywiście, cały czas mowa o wydaniach podstawowych. Wszelkiego rodzaju odcienie, błędy, próby i inne tego typu specjalistyczne odmiany to temat na przyszłość. O odmianach będzie mowa wtedy gdy podejmiemy decyzję zostania filatelistami. Na razie ciągle jeszcze jesteśmy na etapie przygody.
W celu uzupełnienia informacji statystycznych warto jeszcze dodać, że znaczki z pingwinami wydane zostały do tej pory przez 107 emitentów pocztowych, w tym tak egzotycznych jak chociażby Tokelau, Bhutan czy Uganda. Oczywiście, największą ilość znaczków z pingwinami można spotkać na znaczkach wydawanych przez zarządy poczt tzw. antarktycznych terytoriów – czyli Francuskie Terytoria Południowe i Antarktyczne – TAAF, Brytyjskie Terytorium Antarktyczne – BAT i Australijskie Terytorium Antarktyczne – AAT.
Czy w takim razie cel został osiągnięty? Nie - to, zaledwie początek drogi. Przede wszystkim nie mamy stuprocentowej pewności, że odnalezione zostały wszystkie pingwiny. Popatrzmy, chociażby na 3 znaczkową serię wydaną przez pocztę Malezji:
Malezja, 2009, Mi 1238–1240
Trzeba trochę uruchomić wyobraźnię aby dopatrzyć się na ostatnim znaczku sylwetki pingwina. A bywają pingwiny jeszcze bardziej trudne do wytropienia. Tak więc ciągle jest nadzieja na wytropienie nieznanego jeszcze pingwina. Prawdziwa zabawa zaczyna się ,gdy chce określić się przynależność gatunkową widocznego na znaczku pingwina. Przypatrzymy się na ten walor:
Gwinea, 2007
W tym przypadku nie wpatrujemy się w Leonardo diCaprio ale kierujemy wzrok na znajdującego się poniżej nie mniej urodziwego pingwina. Na pierwszy rzut wydaje nam się że jest to jeden z przedstawicieli pingwinów królewskich, a tymczasem ku naszemu zdziwieniu okrywamy łacinski napis – vulpes lagopus. Czyżby sensacja? Jakiś nowo odkryty gatunek pingwina? Niestety – obok widzimy sylwetkę prawdziwego przedstawiciela tego gatunku który na chwilę został przeniesiony jako Aptenodytes forsteri w rejon Antarktyki. Niechlujność emitenta zaowocowała zamianą pingwina w żyjącego w Arktyce lisa polarnego czyli pieśćca.
Ale to nie wszystko. Oto inne ciekawe przykłady pomyłek projektantów znaczków:
Mozambik, 2011, M 4489-4492
Gwinea, 2009
Powyższe walory poświęcone są dwu wybitnym badaczom polarnym. F. Nansenowi i R. Peary. Łączy ich wspólny cel jakim było dotarcie do bieguna północnego. Nansenowi to nie udało się, natomiast R. Peary jest uznawany za zdobywcę bieguna. Problem polega na tym że na znaczkach obok sylwetek obu polarników możemy zobaczyć mieszkańców Antarktydy – pingwiny cesarskie!!! Trudno powiedzieć co skłoniło projektantów tych walorów do popełnienia takiego błędu. Chęć podniesienia atrakcyjności czy też zwykła niewiedza. Chociaż z pingwinami wszystko przecież jest możliwe W końcu są one ptakami. Może więc niektórym udało dolecieć się do Arktyki?
Przygoda z znaczkami może być fascynująca. Co jakiś czas odkrywamy na nich coś nowego. Dzięki znaczkom uczymy się świata – historii, geografii, biologii, dzięki znaczkom możemy nieustannie odkrywać nowe, nieznane nam do tej pory dziedziny wiedzy.
Znaczki to nieustanna nauka. Weźmy chociaż pingwiny. Znaczki to istna kopalnia wiedzy na ich temat – trzeba tylko poświęcić im nieco uwagi. A gdy poczujemy zmęczenie to możemy odpocząć chociażby w ten sposób:
Gambia, 2007, Mi 5783–2007
Nie każdemu jest dane wejść na sam szczyt kolekcjonerskich osiągnięć i zbudowanie zbioru który będzie świecił triumfy na wystawach. Można zaryzykować stwierdzenie, że zdecydowana większość ludzi zbierających znaczki, to pasjonaci którzy zdają sobie sprawę iż nigdy nie będzie im dane stworzyć eksponatu. Pozostaje więc traktowanie zbierania znaczków jako zabawy, przygody – ten element kolekcjonerstwa, moim zdaniem, zawsze będzie obecny.
Najważniejsze aby nie niszczyć tego ducha przygody – i w ten właśnie sposób traktujemy zbieranie znaczków. Najprawdopodobniej nigdy nie będzie nam dane skompletowanie tej serii:
Falklandy, 1933, Mi 59-70
ale zawsze mogę powiedzieć – pingwina jednak mam!! i ciągle wszystko przed nami, zgodnie z łacińską sentencją – per aspera ad astra, którą można przecież sparafrazować mówiąc – przez zabawę do wiedzy.