Czym może być znaczek dla wędrowca? Zwłaszcza tam, gdzie świat wydaje się taki inny i martwy? W miejscu, w którym prędzej natkniesz się na wieloryba niż na drugiego człowieka? A jednak i tam są znaczki i pozwalają nam, choć na chwilę zapomnieć o odległości, o tęsknocie za najbliższymi.
Oto za chwilę nakleimy znaczek na kopertę i powędruje ona przez "ryczące czterdziestki" i "wyjące pięćdziesiątki" w towarzystwie majestatycznych albatrosów do rodzin i znajomych. Może właśnie dzięki znaczkom odkryją oni zaklęte w lodzie piękno Antarktydy? Oto jak opisał nadanie listu w Grytviken na Georgii Południowej znany polski dziennikarz Ryszard Badowski („Biało czerwona u brzegów Antarktydy”, Warszawa 1977, s. 155):
„Angielski poczmistrz – ten ważny urząd również piastuje kierownik stacji – celebrował swe obowiązki z całą powagą. Okienko ze znaczkami pocztowymi otworzył dokładnie o wyznaczonej dla interesantów godzinie. Georgia Poludniowa nie uznaje poczty okrętowej i mowy nie było o wrzuceniu do skrzynki listów z polskimi znaczkami. Zresztą, każdy z nas chciał nabyć ciekawą serię poświęconą faunie i geografii wyspy leżącej na najdalszych peryferiach ostatnich zamorskich posiadłości brytyjskich. Są na tych znaczkach słonie morskie i królewskie pingwiny, uchatki, foki, lamparty, kaszaloty, finwale, albatrosy, pingwiny papua, a nawet … renifery, zwierzęta Arktyki, które do Antarktyki przywieźli Norwegowie.... Prawdziwy rarytas stanowił dla nas znaczek z wizerunkiem kryla. Jeden z nielicznych na świecie, poświęconych raczkowi antarktycznemu. Seria liczyła 15 znaczków – niewiele mniej niż liczba osób przebywających aktualnie w stacji brytyjskiej. To także swoisty i trudny do pobicia światowy rekord emisji liczby znaczków na głowę ludności”.
To właśnie ta seria wydana w 1963 roku – M 9-24 zrobiła takie wrażenie na R. Badowskim. Czy można pokazać piękno Antarktydy i jej grozę oddać na znaczkach w taki sposób aby oddać wiernie opisy zarówno wielkich odkrywców jak i dzisiejszych polarników i turystów? Nie ma bowiem znaczenia czy byli to ludzie, których nazwiska zapisały się na kartach historii czy też zwykli, współcześni turyści, wszyscy oni ulegli magii tego miejsca.
„Niebo jest cudowne. Obłoki najrozmaitszych kształtów, w przeróżnych warunkach światła i cienia. Słońce nieustannie wygląda spoza chmur, od czasu do czasu jaskrawo oświetlając to pole lodowe, to górę lodową o stromych ścianach, to znów fragment lazurowego morza. Światło słoneczne i cień gonią się wzajemnie w otaczającym nas krajobrazie” - ten niezwykle romantyczny opis pochodzi z dziennika Roberta Scotta.
Takie niezwykłe niebo zostało uwiecznione na znaczkach wydanych przez pocztę Brytyjskiego Terytorium Antarktycznego w 1992 roku M 219-22.
„W miarę jak płynęliśmy rósł wokół nas gąszcz lodowych wysp, potężniał. I wreszcie zbił się w jedną przerażającą masę, poprzecinaną wąskimi, krętymi kanałami... I tym razem byłem zdecydowany zginąć raczej niż się cofnąć, ale gdy okrążały nas pływające kolosy, potworny lęk zdjął mnie na myśl, że lada chwila mogą nas zgnieść, zmiażdżyć. Prostopadłe, spadające w morze, lśniące niczym lustrzana tafla mury przewyższały maszty. U podnóża monumentalnych budowli w głębokich czarnych pieczarach wyżartych falą przelewały się z łoskotem całe rzeki spienionej wody... Widok fantastyczny, a zarazem przerażający”.
Takie góry lodowe, jak na tym walorze wydanym w 2011 roku przez pocztę Australijskiego Terytorium Antarktycznego opisał w swojej relacji z podróży do bieguna południowego francuski żeglarz, odkrywca Ziemi Adeli Dumont d`Urville w roku 1840. Grozą przepełniał go ten niezwykły świat:
„... potężny, surowy świat, przekraczający wszystko co może wysnuć ludzka wyobraźnia zamarły, złowróżbny, wypełniony śmiertelną ciszą... Ten, co pozostałby tu sam, opuszczony, mógłby powiedzieć jak Dante u wrót piekieł: ...”Lasciate ogni speranza voi ch`entrate”.
Taki świat złożony z lodu, wody i przestrzeni ukazywał się oczom zdumionej załogi zgromadzonej na statkach francuskiej ekspedycji. Widoki przerażające, ale i fascynujące.
Tak może wyglądać brama do Antarktydy. Trzeba ją pokonać aby móc poznać ten niezwykły kontynent i jego piękno.
„Połyskująca biel, lśniący błękit, krucza czerń, ta ziemia w słonecznym świetle wygląda bajkowo. Wzniesienie za wzniesieniem, szczyt za szczytem – spękany jak żaden na naszej planecie, leży dotąd nieoglądany, nietknięty ludzką stopą dziki ląd” - tak pisał Roald Amundsen po odkryciu w 1911 roku antarktycznego pasma górskiego Królowej Maud.
Taki to krajobraz zauroczył wielkiego Amundsena. Każdy, kto już tu dotrze, pozostaje zauroczony przez ten położony na południowym krańcu kontynent. Ta pozbawiona mieszkańców, skuta lodem, dziwna kraina pozwala swoim gościom poczuć się tak, jak by wylądowali na Księżycu.
„Dla człowieka wrażliwego na piękno niewiele jest wspanialszych i bardziej podniosłych chwil niż te, w których po raz pierwszy ujrzy lodowe góry Antarktydy. To coś wyjątkowego, nierealnego, zjawiskowego. Coś tak zespolonego z otaczającym krajobrazem, że chciałoby się powiedzieć: „oto doskonałość”. Mówić o nich, że są zwiastunami Białego Lądu, to zbyt mało. Są czymś nieporównanie więcej. Są jego ruchomym, pływającym przedmurzem... Wyniosłe, białe karawele rzeźbione w marmurze ery lodowcowej ciągną z wolna, nieuchronnie na północ. Nic ich w tej drodze nie zatrzyma. Skazana na zagładę eskadra na bezmiarze pustynnych wód. Najpiękniejsza eskadra świata...”
Tak właśnie wyglądają morza Antarktydy, pokryte lodem oraz pełne gór lodowych, które możemy zobaczyć na tym pięknym wydaniu. Jest to koperta FDC wydana w 2007 roku przez pocztę BAT- Mi 378 -81.
Piękno gór lodowych tak wspaniale opisał admirał Byrd, któremu świat lodów głęboko zapadł w serce. Jest to chyba jeden z najpiękniejszych opisów tego świata zaklętego w bryły lodu. Świata, który możemy zobaczyć także na znaczkach. Ale nie tylko piękno wody i lądu zachwyca. Gdy zapada noc polarna i świat spowija ciemność piękno nieba potrafi wynagrodzić surowe warunki. Oto na niebie rozkwitają wielobarwne wstęgi zorzy polarnej.
Jak wygląda zorza możemy zobaczyć chociażby na tych znaczkach wydanych przez pocztę BAT w 2008 roku. Bywają jednak takie chwile gdy siły nieba tworzą olśniewający spektakl.
Tutaj też zdarzają się burze, wtedy świat polarny wydaje się miejscem przeklętym, gdzie nie tylko ziemia ale i niebo stara się zniszczyć wszelkie ślady życia. Ale, gdy żywioły cichną wtedy przed oczami polarnych wędrowców rozgrywa się inny spektakl:
„Cicho, pięknie, białe jednolite smugi obłocznego pierza na dwóch punktach przeciwległych horyzontu, niby dwa wachlarze ze srebra utkane. Mgła stalowa zjada je powoli. Błękit przecudny, ze ślicznym odblaskiem seledynowym. Na widnokręgu żółcieje, tam gdzie słońce <krwawo zachodzi>”.
Ten opis pochodzi z „Dziennika wyprawy na Antarktydę” Antoniego Dobrowolskiego, jednego z dwóch Polaków, uczestników wyprawy na statku „Belgica” i uczestników pierwszego, przymusowego zimowania w lodach Antarktyki w roku 1898. Piękno takich chwil zostało uchwycone na serii znaczków wydanych przez pocztę Dependencji Rossa w 1999 roku. .
„Na przeciwległym brzegu czerwone światło wiszącej nisko nad horyzontem słonecznej tarczy zapalało niespokojne błyski na spływających do morza wielkich jęzorach lodowców poprzecinanych ostrymi szczytami granitowych łańcuchów górskich” - tak opisuje piękno otaczającego go krajobrazu R. Scott w bazie na przylądku Evans przed wyruszeniem na wyprawę do bieguna.
Taki krajobraz, podobny do tego uchwyconego na znaczkach wydanych przez pocztę Dependencji Rossa w 1998 roku, na pewno widział także R. Scott. Nic więc dziwnego, że uznał to uczucie warte zanotowania w swoim dzienniku. Antarktyda wymaga nieludzkich wyrzeczeń, jest zmienna i nieprzewidywalna, ale też wtedy, gdy wiatr zamiera i chmury rozstępują się zachwyca feerią barw, pięknem niespotykanym gdzie indziej. Nikt nie pozostaje obojętny wobec tego piękna, ale też niewielu dane jest je poznać. Nam na szczęście pozostają znaczki . Dzięki nim możemy choć na chwilę poczuć zarówno mróz, wiatr ale też odnaleźć nostalgiczne piękno tego kontynentu.
Powyższy tekst został opublikowany w Filateliście, 2013, 10, 510-513.