„Poniedziałek, 24 kwietnia...Powiedzieliśmy do widzenia naszym towarzyszom i rozpięli żagle na nasze 870 mil do Południowej Georgii po pomoc o 12.30. O 2 po południu dotarliśmy do strumienia lodu, który udało nam się przebyć w ciągu godziny. Potem znaleźliśmy się na otwartym morzu, przemoczeni do nitki, ale mimo to szczęśliwi."
Tak opisuje w swoim dzienniku Harry McNeisch początek jednej z najbardziej niezwykłej wypraw ratunkowych jakie miały miejsce w dziejach ludzkości. I nie jest to sformułowanie na wyrost. Ale wróćmy na chwilę do początków tej wyprawy. Wyprawy, która od samego początku była niezwykła. A zaczęło się od takiego zwykłego ogłoszenia w gazecie:
Zaczęła się od umieszczonego w brytyjskiej prasie ogłoszenia: Poszukiwani ludzie do ryzykownej wyprawy. Niska płaca, okrutne zimno, miesiące całkowitej, ciągłej ciemności, niebezpieczeństwo, bezpieczny powrót wątpliwy. Sława i honory w przypadku sukcesu. Na tak sformułowane ogłoszenie odpowiedziało aż pięć tysięcy osób! Spośród nich Shackleton wybrał pięćdziesięciu dziewięciu „szczęśliwców”.
Imperialna Trans-antarktyczna Ekspedycja pod dowództwem Shackletona wyruszyła z londyńskiego portu 1 sierpnia 1914 r. Załoga podzielona została na dwie ekipy. Pierwsza, transkontynentalna, miała za zadanie przejście Antarktydy przez biegun południowy na wskroś – od morza Weddela do morza Rossa. Druga ekipa stanowiła ekspedycję pomocniczą, która miała czekać po drugiej stronie kontynentu, na morzu Rossa i odpowiadać za wyłożenie zapasów dla mającej nadejść drużyny transkontynentalnej. Niewiele brakowało, a wyprawa przygotowana z najwyższym pietyzmem została by wstrzymana przez rozpoczynającą się I wojnę światową: (...) oznajmiłem, że wyjdę z propozycją do Admiralicji, oferując jej nasz statek, załadunek – oraz za zgodą załogi – naszą służbę na wypadek wojny. (…) Po wysłaniu telegramu nie minęła godzina, jak otrzymałem od Admiralicji raczej lakoniczną odpowiedź: »Kontynuować«. Odpowiedzialnym za tę decyzję był sam Winston Churchill – ówczesny Pierwszy Lord Admiralicji.
Wyprawa została zaokrętowana na statek który otrzymał nazwę „Endurance” - „Wytrwałość” - zgodnie z mottem rodziny Skackletonów - „Zwyciężymy wytrwałością”
Dzięki znaczkom z serii wydanej w 2009 roku przez pocztę wysp Południowej Georgii możemy prześledzić koleje życia wielkiego podróżnika i historię jego wypraw. Nię będziemy w tej chwili opisywać dziejów tej wyprawy. Nie udało się śmiałkom dotrzeć do lądu . 21 listopada 1915 roku statek zatonął zmiażdżony okowami lodu. Wszyscy uczestnicy wyprawy musieli ewakuować się z statku i przez ponad miesięcy żyli na lodzie, żywiąc się głównie mięsem fok i pingwinów. W końcu po prawie 500 w sumie dniach pobytu na statku oraz na lodzie dotarli do malutkiej wysepki – Wyspy Słoniowej.
Nie mogli zostać zbyt długo w tym miejscu gdyż nie było tutaj żadnej nadziei na ratunek. Poza tym wyspa była malutka i nieustanne narażona na działanie potężnych sił przyrody. Już podczas pierwszej nocy huragan porwał ostatnie namioty, które im zostały. Nie było wyboru. Trzeb było podjąć decyzję o wypłynięciu na najbardziej niebezpieczne wody świata niewielką łodzią.
Na tej mapie może prześledzić trasę epickiej wyprawy Schakletona począwszy od wypłynięcia na pokładzie statku „Endurance”, poprzez jego zatonięcie, pobyt na Wyspie Słoniowej oraz trasę wyprawy ratunkowej.
Schakleton postanowił, że wraz z pięcioma najsilniejszymi ludźmi pożegluje na odkrytej łodzi ratunkowej „James Caird” na Georgię Południową – ponad 1290 km w małej łupince po jednym z najbardziej sztormowych akwenów na Ziemi. Wyruszyli 24 kwietnia. Kapitanem i nawigatorem był Worsley, a pozostałymi członkami załogi: Shackleton, Creane, McCarthy, McNeisch i Vincent.
Tak wygląda łóż mająca zaledwie 6.9 metra długości na której pięciu śmiałków dopłynęło do Płd. Georgii. Dzisiaj jest ona eksponatem w Dolwich College – szkole do której uczęszczał Schakleton.
Opis trudów tej niezwykłej wyprawy jest niesłychanie przejmujący. Wystarczy wspomnieć iż w ciągu dwóch tygodni jedynie czterokrotnie mogli obserwować słońce, co utrudniało niesłychanie obliczenie pozycji. Worsley sterował, kierując się pozycją obliczoną na wyczucie i głównie żeglarskim nosem. Doskonale wiedział, że jeżeli popełni błąd i nie trafią na Georgię, to pozostali na Wyspie Słoniowej uczestnicy wyprawy nigdy nie zostaną odnalezieni.
FDC z 1972 roku pokazuje nam najbardziej istotne chwile związane z wyprawą począwszy od katastrofy statku poprzez wyprawę ratunkową oraz powrót po pozostałych członków ekspedycji.
Tymczasem piątka śmiałków musi zmagać się przyrodą. Na 17 dni podróży mieli 10 dni sztormów, w tym spotkanie z falą tsunami. Najgorsze było jednak gwałtowne oblodzenie łodzi które spowodowało iż łódź zaczęła tonąć. Po 1 5 dniach żeglugi, 8 maja, zobaczyli Georgię Południową:
Tak wygląd Georgia widziana z morza. Góry lodowe na morzu i niebotyczne góry na lądzie. Taki krajobraz rozpościerał się przed żeglarzami. Okazało się jednocześnie że znaleźli się po wschodnie, bezludnej stronie wyspy. Po wielu nieudanych próbach, które nieomal skończyły się katastrofą, 10 maja wieczorem wylądowali w zatoce króla Haakona. Niestety – norweska stacja wielorybnicza znajdowała się po drugiej stronie wyspy,za barierą wysokich gór. Nie było wyjścia.
Seria czterech znaczków z 1996 roku poświęcona jest trójce śmiałków którzy zdecydowali się na przejście wyspy. Na mapce widocznej na jednym z znaczków widzimy trasę tej wędrówki. Z sześciu uczestników wyprawy jedynie Shackletom, Worsley i Crean czuli się na siłach, żeby przejść przez góry. Przed nimi były góry i lodowce.
Przez takie lodowce jak te widoczne na znaczkach wydanych w 1989 roku musieli przedrzeć się trzej śmiałkowie. Góry wznoszące się na tej wyspie są niezwykle wysokie i ich przejście nawet w dzisiejszych czasach nawet dla wykwalifikowanych alpinistów są trudnym wyzwaniem. Zdobywcy najwyższych gór na Płd. Georgii zostali także uwiecznieni na znaczkach wydanych w 2012 roku. Niektóre szczyty sięgają prawie 3000 metrów!!
Przez pierwszy dzień szukali więc przełęczy która umożliwiałaby przejście przez góry. Nie posiadali on żadnego sprzętu poza linami. Przełęcz udało im się odnaleźć dopiero pod wieczór. Shackleton wiedział, że w nocy na tej wysokości mogą zamarznąć z powodu dotkliwego zimna. Musiał podjąć ryzyko. O 4 rano znaleźli się na szczycie. Przed nimi było strome urwisko. Wiedząc że nie mają czasu zwrócił się do swoich towarzyszy:
„To jest diabelne ryzyko, ale niech tam. Zjeżdżamy”.
Związali się liną, siedli jeden za drugim i runęli w ciemność.
„Czuliśmy się jak wystrzeleni w kosmos. Przez moment włosy stanęły mi dęba. Potem poczułem, że robi mi się gorąco, a krew żywiej krąży w moich żyłach i że śmieję się od ucha do ucha!... Wrzeszczałem z podniecenia i słyszałem, że Shackleton i Crean także się darli” - tak opisał ten niezwykły wyczyn Worsley. Takiej techniki zejścia z góry nie odnotowały nigdy żadne kroniki alpinistyczne. W ciągu kilkunastu sekund zjechali w ten sposób prawie 500 metrów!!. Podnieśli się półprzytomni. O świcie Shackleton rozpoznał glupę skał która świadczyła o tym że znajdowali się w zatoce Stromness. Tutaj znajdowała się norweska baza wielorybnicza. Usłyszeli syrenę fabryczna budzącą robotników o 6,30 rano. Byli uratowani.
W roku 2000 poczta Płd. Georgii wydała serię poświęconą bohaterom tej niezwykłej wędrówki przez nieznane i niezdobyte do tej pory wnętrze wyspy. Trzech śmiałków chcąc uratować swoich towarzyszy zdobyło się na wyczyn którego już nikt nigdy nie powtórzył.
Mapa wyspy z zaznaczonymi na niej górami i ich wysokościami pozwala tylko w przybliżeniu wyobrazić sobie niezwykle dziki i niedostępny charakter tej wyspy. Nic dziwnego że w noc poprzedzającą próbę przejścia przez wyspę Shackleton nie mógł zasnąć i w swoim dzienniku tak opisał swoje myśli:
„Głowę miałem nabitą jutrzejszym dniem...Nikt nigdy w żadnym miejscu na Georgii Południowej nie zapuścił się dalej niż na milę od wybrzeża i, o ile wiem, wielorybnicy uznali wnętrze wyspy za niedostępne”.
Nic dziwnego że nikt nie chciał zapuszczać się w głąb wyspy jeżeli już na wybrzeżu witały przybysze takie widoki:
Pingwiny, góry i lodowce – surowe i niezwykłe piękno Antarktyki. Trudno dziwić się polarnikom że pomimo trudów, narażania życia nieustannie tutaj wracali. Po zakończeniu tej najbardziej niezwykłej wyprawy Shackleton ponownie wrócił na tą zapomnianą przez ludzi ziemię. Niestety, jego niezmordowane ciało nie wytrzymało ustawicznych trudów.
4 stycznia 1922 roku zmarł na atak serca w Grytviken, stolicy Południowej Georgii i tutaj też został pochowany. Spoczął na wyspie która pokonał. Jak niezwykłym był człowiekiem niech świadczy chociażby ten fakt iż podczas dwuletniej epopei wyprawy rozpoczętej na „Endurance” a zakończonej wyprawą ratunkową na Płd. Georgię nie stracił ani jednego człowieka!
List adresowany do sir E. Shackletona jedna z wielu filatelistycznych pamiątek po tym jednym z ostatnich wielkich polarników ery heroicznej, dla którego wytrwałość była najważniejszą zaletą.
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w "Filateliście".