Z zainteresowaniem przeczytałem zamieszczony w Filateliście 10.2017, artykuł p. Jacka Kosmali pod tytułem: ”Eksponaty jednoekranowe – drogą do rozwoju wystawiennictwa?”. Chociaż w tytule widzimy znak zapytania, to w tekście autor postawił tezę że, „eksponaty jednoekranowe są najlepszą drogą na rozpoczęcie drogi wystawienniczej przez nowych adeptów”, czyli jest to droga rozwoju wystawiennictwa, które „w ostatnich latach przeżywa ciężkie chwile”, kolejny cytat ze wspomnianego tekstu.
Ponieważ zamierzałem zabrać głos w tym temacie w oparciu o własne doświadczenie, artykułem pana Jacka, zostałem jakby dodatkowo zmobilizowany. Mój głos ma szansę dodać trochę kolorytu do dyskusji, gdyż pisany jest z zupełnie innej pozycji i doświadczenia. Świeżo przeszedłem ścieżkę budowania pierwszego eksponatu, właśnie jednoekranowego i wystawiłem go na wystawie Częstochowa 2017. Wydawać by się mogło, że jestem idealnym przykładem ilustrującym tezę pana Jacka, ale właśnie przekornie chcę zaproponować inną drogę.
W prasie filatelistycznej, wiele było w ostatnich latach utyskiwań na małe zainteresowanie budową eksponatów, na zawężanie się grona wystawców. Diagnozy były różne, ale właściwie sprowadzały się do zaledwie kilku przyczyn źródłowych:
- Mocno sformalizowany regulamin wystawiennictwa i oceny eksponatów, nie akceptowany przez część filatelistów.
- Obawa przed słabszą niż oczekiwana, wymarzoną oceną. Niektórzy wolą żyć we własnym świecie niż poddać się ocenie zewnętrznej. Jeśli do tego zdarzyła się im lub ich znajomym ocena niesprawiedliwa lub wynikająca z zawiści czy rewanżyzmu istniejących w środowisku to na długi czas zostali wyleczeni z wystawiania.
- Obiektywne bariery budowy eksponatu: brak wiedzy, niedostatek pieniędzy na materiał, ogrom pracy jaki trzeba włożyć aby powstał, logistyczne trudności z wystawieniem.
Czy więc klasa eksponatów jednoekranowych likwiduje powyższe problemy? Uważam że nie. Oczywiście zmniejsza nieco dwie bariery obiektywne, mianowicie ilość pracy potrzebnej do zbudowania eksponatu, bo to tylko jeden ekran zamiast pięciu. Także bariera finansowa jest nieco mniejsza ale tylko nieco, bo aby eksponat jednoekranowy miał sens, to wymaga istotnego zgłębienia wąskiego tematu z czym wiążą się rzadkie i drogie walory. Pan Jacek Kosmala zresztą sam zauważył że, „zbudować eksponat jednoekranowy, choć może to się wydawać proste, nie jest zadaniem łatwym”. Kluczowym kryterium regulaminu eksponatów jednoekranowych jest to, że mają pokazywać coś co nie da się pokazać w normalnym wymiarze pięciu ekranów. To nie jest tak, że eksponat jednoekranowy jest typowym pierwszym krokiem, że można pokazać temat jakby z lotu ptaka, w formie esencji, streszczenia całości. To musi być wąska, detalicznie pokazana całość, która w normalny eksponat może się rozwijać tylko w formie powiększania obszaru, dodawania kolejnych wąskich całości a nie rozwijania walorami tego samego zakresu. Podsumowując uważam, że klasa jednoekranowa daje pewne możliwości łatwiejszego debiutu, szczególnie w historii poczty, ale to za mało dla zdecydowanego pobudzenia wystawiennictwa.
Przechodzę więc do propozycji własnych. Analizując posiadany materiał w różnych obszarach zainteresowania wielokrotnie stwierdzałem, że byłbym w stanie pokazać 2-3 ekrany na przyzwoitym poziomie, ale aby osiągnąć 5, musiałbym wypychać je zdecydowanie słabszymi walorami. Ponieważ nie chcę wystawiać „na sztukę” więc tego nie robiłem. Nie jestem jedyny o czym świadczy większe zainteresowanie pokazami filatelistycznymi, gdzie ścisłe reguły i ilości już nie obowiązują. Tak jak p. Jacek Kosmala nie jestem zwolennikiem narzucenia reguł dla pokazów, ale proponuję wyciągnąć z nich wnioski pozytywne. Uważam że sensowne by było ustanowienie Klasy krajowej, roboczo nazwę ją: „Klasa startowa” w której były by dwie grupy eksponatów; dwu i trzy ekranowych. Regulamin, poza ilością ekranów, taki sam jak normalnie dla klas, oczywiście z nieco obniżonymi wymaganiami. Dla budującego eksponat dwuekranowy ilość materiału jak i pracy jest znacząco mniejsza. W miarę zdobywania nowych walorów i doświadczenia wystawienniczego eksponat przechodziłby w trzyekranowy (oczywiście można by zaczynać od razu od trzech) a następnie już w normalny 5-cio. W miarę rozwijania eksponatu, wystawca dokupował by materiał dokładnie nakierowany do potrzeb eksponatu, w oparciu o uwagi sędziów z poszczególnych wystaw i etapów wzrostu. W tym miejscu odpowiem od razu na zarzuty, że trzeba tworzyć eksponaty w oparciu o regulamin FIP aby później na wystawach międzynarodowych nie było rozczarowań. Kto mierzy od razu w wystawy międzynarodowe nie musi korzystać z tej ścieżki. Eksponaty nawet wielokrotnie wysoko nagradzane na krajowych wystawach i tak muszą być odpowiednio przygotowane na start zagraniczny. Jest zresztą czas aby na etapie dochodzenia do 5-ciu ekranów wskoczyć w reguły FIP. Uważam że dzięki temu udało by się wciągnąć do wystawiania zdecydowanie szersze grono filatelistów. Co więcej mogli by zaczynać tą przygodę zdecydowanie wcześniej. Cały czas mam na myśli jednak ludzi dorosłych, którzy zarabiają na swoje hobby i świadomie podjęli decyzję, że to jest ich droga relaksowania się w wolnym czasie. Zrozumiałym jest, że w takim przypadku, jako kontynuacja powstawało by więcej eksponatów normalnych 5-cio ekranowych rozmiarów.
Moja druga propozycja związana jest z atestowaniem przygotowanego eksponatu. Przed wystawieniem musi on uzyskać akceptację okręgowej komisji sędziowskiej. Musi zostać jej przedstawiony w formie gotowej, na żywo. Kłopot zaczyna się w momencie kiedy trzeba dokonać jakiś zmian np. w planie lub opisach. Czasem niedużego kalibru uwaga komisji oznacza konieczność demontażu i ponowne złożenie eksponatu. Debiutanci z racji swojej mniejszej wiedzy, narażeni są na taką sytuację zdecydowanie częściej. Oznacza to więc, że aby wystawić eksponat trzeba go zbudować dwa razy. Można tego uniknąć. Uważam że eksponat powinien być atestowany dwuetapowo. Pierwszy etap to atestacja elektroniczna. W dzisiejszych czasach zapewne większość potencjalnych wystawców przygotowuje swój eksponat najpierw w formie makiety cyfrowej. To ona powinna być oceniana przez sędziów pod kątem poprawności regulaminowej i merytorycznej. Uwagi przekazane do wystawcy, który w łatwy sposób wprowadza korekty i następnie buduje fizycznie swój eksponat. Ten przedstawia do drugiego etapu atestacji już w formie gotowej jak obecnie. Sędziowie mogą zweryfikować jakość walorów i estetykę wykonania. To szansa na uniknięcie dużej ilości pracy przy budowie eksponatu.
Teraz kilka słów na temat jakości sędziowania. Wielokrotnie spotkałem się z opiniami wystawców, że oceny zniechęcają ich do wystawiania. Ten sam eksponat potrafi uzyskać rozpiętość ocen na poziomie 20 punktów, to absurd. Często uważają że sędziowie nie potrafili docenić właściwie ich walorów. Aby tego uniknąć można wprowadzić bardziej detaliczny arkusz oceny z dobrze zdefiniowanymi kryteriami np. co 5 punktów. Każdy sędzia powinien uzasadnić w arkuszu ile przyznał i dlaczego. Ocena ostateczna w formule dwie skrajne odrzucamy a z pozostałych wyciągamy średnią. Taki arkusz powinien otrzymać wystawca aby rozumieć ocenę oraz Główne Kolegium Sędziów PZF aby móc ocenić sędziego. Uważam że powinno się wprowadzić kryteria oceny pracy sędziów. Ale sędziom trzeba też dać czas i szansę merytorycznego przygotowania się do oceny nieznanego materiału. Nie każdy jest omnibusem znającym się na wszystkim. Jest na to prosty sposób. Każdy eksponat wystawowy powinien być zgłaszany również w postaci elektronicznej. Komisarz wysyłał by te pliki do sędziów na dwa tygodnie przed wystawą, co pozwoliło by im przygotować sobie wstępne oceny, które na wystawie ostatecznie sobie zweryfikują. Może mogli by skonsultować wcześniej znaki zapytania z ekspertami z danej dziedziny. Uważam też, że powinno się zlikwidować jedno z kryteriów bycia sędzią, mianowicie własny sukces wystawienniczy. Istnieje wielu dobrych teoretyków filatelistyki, którzy nigdy nie wystawiali samemu ale śmiało mogli by być dobrymi sędziami. Dlaczego nie?
Zaproponowałem kilka radykalnych zmian bo uważam, że tylko konkretne ruchy pozwolą odwrócić niekorzystne trendy w wystawiennictwie, oczywiście jeśli zgadzamy się, że taka tendencja występuje co w niektórych ostatnio publikowanych artykułach było kwestionowane. Zapraszam szczególnie bardziej doświadczonych niż ja Kolegów do dyskusji. Świat się zmienia, nawet w piłce nożnej zaczynają pojawiać się nowinki, dlaczego nie zmieniać filatelistyki.
PS. Po ukazaniu się tego materiału w Filateliście Nr 03.2018 otrzymałem maila od kol. Marka Zbierskiego z informacją, że propozycja „klasy startowej” już była. Dokładnie w roku 2012 na zlecenie Zarządu Głównego PZF, po konsultacji w szerszym gronie, stworzył On regulamin tzw. „klasy promocyjnej”. Został zawieszony na stronie Zarządu i nic, nie było zainteresowania. Sprawdziłem regulamin, rzeczywiście jest i właściwie spełnia wszystkie podstawowe założenie mojego pomysłu. Oznacza to, że wymyśliłem już wymyślone a do tego pomysł okazał się chybiony. Może tak, a może mamy za sobą pierwszą nieudaną próbę która potwierdziła, że nic samo się nie wydarza. Nawet dobre koncepcje muszą być wspierane. Uważam, że temat rozwoju wystawiennictwa powinien być promowany przez Zarząd PZF. Warunek pierwszy to budżet na organizację wystaw z klasą promocyjną. Warunek drugi to zespół który poprowadzi temat czyli będzie go promował ale przede wszystkim doprowadzi do organizacji minimum dwóch wystaw w roku. Należę do tych którzy uważają, że wystawiennictwo może być koniem pociągowym dla filatelistyki, że może wyhamować niekorzystne tendencje. Warto więc w nie trochę zainwestować pieniędzy i czasu.