Świat jest piękny, czy to znasz?
Otwórz oczy, patrz, otwórz oczy, patrz!"
Słowa piosenki tak bardzo bliskiej pokoleniu dzisiejszych 50-latków. Była to tytułowa piosenka z niezwykle popularnego serialu dla młodzieży: „Do przerwy 0:1”. Czy dzisiaj słowa tej piosenki są już nieaktualne?
Czy dzisiaj wraz z zbliżającym się końcem szkoły i coraz bujniejszą zielenią drzew nie nęci tak jak kiedyś przygoda? Przecież wystarczy tylko otworzyć oczy i spojrzeć wokół siebie – przygoda jest wszędzie, świat jest piękny – wystarczy tylko chcieć przeżyć przygodę.
Niezależnie od epoki najbardziej istotną cechą okresu dojrzewania była przemożna chęć poznawania świata, przeżycia przygody, zawsze nęciła tajemnica horyzontu. A może tam, na skraju tęczy są wyspy szczęśliwe? Kiedyś świat był mniejszy, bardzo często ograniczał się do następnego podwórka, ulicy, wioski może następnego miasta? Niewiele było potrzeba aby przeżyć przygodę. Dla Paragona i jego kolegów - bohaterów serialu "Do przerwy 0:1" przygodą była piłka nożna, ich światem - boisko. Tutaj przeżywali swoją wielką przygodę. Dzisiaj świat stał się globalną wioską. Najbardziej odległe miejsca na Ziemi są prawie na wyciągnięcie ręki. Jeżeli naszą przygodą jest tak jak dla Paragona piłka - na wyciągnięcie ręki mamy najpiękniejsze stadiony świata. Świat stał się mniejszy, ale czy przygoda jest przez to mniej ekscytująca?
Kończy się rok szkolny, dla tych, którzy w tym momencie kończą pewien etap nauczania zbliża się okres, w którym trzeba podjąć decyzję co do dalszego wyboru swojej drogi życiowej. W którą stronę pójść, jaki wybrać cel i przede wszystkim jaki wybrać rodzaj drogi? To nie są łatwe wybory. Niezależnie od tego, czy do celu będziemy chcieli podążać drogą łatwą, czy też najeżoną trudnościami, ważne jest aby była to droga, której celem jest piękno.
Brzmiąca, jak dźwięk bębnów nazwa widocznych na tym arkuszu wysp - Aitutaki kusi obietnicą beztroskiego życia, pięknem zachodu słońca pod palmami poruszanymi ciepłą morską bryzą.
Ale jest też inne piękno. Piękno śniegu, piękno trudu dotarcia do tych gór lodowych. Nic dziwnego, że to co możemy zobaczyć na tych znaczkach wydanych przez pocztę BAT zostało opisane jako antarktyczna symfonia. Jest to naprawdę symfonia utkana z wszystkich odcieni barw oraz wiatru.
Porównując oba walory można zadać pytanie czy tak diametralnie inne wizje życiowych celów mają z sobą coś wspólnego? Otóż mają! Odpowiedź na tak postawione pytanie znalazłem w dzienniku prowadzonym przez naszego najwybitniejszego polarnika, Marka Kamińskiego. Jest to krótkie zdanie, ale warto zapamiętać je zwłaszcza w chwili, gdy będziemy dokonywać naszych wyborów:
„Treścią życia jest droga, po której idziesz – a nie jej cel. Życie to sztuka wyboru odpowiednich dróg, znalezienie unikatowego szlaku, który zaprowadzi nas do życiowego celu. Wędrówka bywa jednak bardzo trudna, często tracimy siły, upadamy i gubimy się na bezdrożach. Jednakże podróż zwana życiem, potrafi być również wspaniałą przygodą i niezwykłym doznaniem pełnym fantastycznych, niezapomnianych chwil.”
Co jednak zrobić, aby nie pogubić się na tych krętych drogach i dojść do celu z poczuciem dobrze wypełnionego zadania? W młodym wieku szukamy dla siebie autorytetów. Wybory bywają różne. Kto był autorytetem dla M. Kamińskiego?
„Często słyszę pytania: kto ci o tym wszystkim powiedział, kto wskazał drogę, kto poprowadził za rękę? Mnie akurat nikt nie prowadził, robiły to książki. To one były moim jedynym nauczycielem. Książki odpowiednio przeczytane, czyli takie, które przeżywa się jak własne losy i przygody. Książki uczyły mnie zachowań w sytuacjach pozornie beznadziejnych.”
Książki odpowiednio przeczytane. Dzisiaj w dobie Internetu książka dla wielu osób staje się jakby przeżytkiem, ale może warto jednak, rozmyślając o wyborze drogi, o tym, co chcemy robić sięgnąć do książek. Zwłaszcza do tych książek na kartach, których opisane jest życie ludzi którzy nawet, jeżeli nie osiągnęli celu to nigdy nie zeszli z razy wytyczonej drogi.
Takie książki zostały napisane. Opowiadają o tych, których celem była droga, spełnienie marzeń. Byli to ludzie, których można śmiało nazwać - „Dziećmi Antarktydy”. Byli nimi nie z racji urodzenia lecz z racji wyborów jakie dokonali w swoim życiu.
„Fridtjof co z ciebie wyrośnie?” - to nie tylko tytuł książki autorstwa Aliny i Czesława Centkiewiczów, to także pytanie, które zadawali sobie ludzie obserwujący dokonania tego niezwykłego człowieka. Był nie tylko badaczem polarnym, ale i działaczem społecznym. Nigdy nie dotarł do bieguna północnego, ale jego droga życiowa pokazuje jak wiele dobra dokonał. Na pełne niepokoju matczyne pytanie odpowiedział swoim życiem. Nie dotarł nigdy do Antarktydy, ale dotarł tam jego słynny statek „Fram”, którego sylwetkę widzimy na tym walorze wydanym przez pocztę Bułgarii w 2011 roku z okazji 150 rocznicy urodzin Nansena.
Prawdziwym dzieckiem Antarktydy był natomiast inny Norweg – Roald Amundsen. Także i jego celem było zdobycie bieguna, ale droga jaką podążał do celu była zadziwiająca. Nie zaniedbał na niej niczego aby osiągnąć sukces. Od Nansena otrzymał nie tylko rady ale i sprawdzony w polarnych warunkach statek.
„Przekraczając próg gabinetu Nansena – napisał później Amundsen w swoich pamiętnikach – czułem się po trosze jak bohater Marka Twaina, mały nędzny karzeł, który ze dwa razy musiał wchodzić w drzwi, żeby go zauważono”.
Pokora wobec potęgi myśli a także wobec potęgi przyrody jest cechą wielkich ludzi. Takim był też Amundsen, którego imieniem nazwana została baza polarna położona na zdobytym przez niego biegunie. Na tym walorze wydanym przez pocztę Mikronezji z okazji 100 rocznicy zdobycia bieguna widzimy oprócz portretu Amundsena także gospodarzy Białego Lądu- majestatyczne pingwiny cesarskie. Nie tylko Amundsen jest patronem bazy polarnej położonej na wierzchołku świata. Jest nim ten, który dotarł jako drugi i któremu nie dane było wrócić z Antarktydy.
Ten wspaniały walor wydany został przez pocztę brytyjską w setną rocznicę rozpoczęcia heroicznej wyprawy pod dowództwem Scotta. Możemy tutaj prześledzić historię tej wyprawy. Czy dlatego, że piątka zdobywców bieguna nie dotarła z powrotem można powiedzieć, że wybór drogi dokonany przez Scotta był złym wyborem? Odpowiedź brzmi zdecydowanie – nie. Oto co napisał w swoich wspomnieniach jeden z uczestników wyprawy Scotta – Apsley Cherry-Garrard:
„Ludzie jadą na biegun z przeróżnych powodów, a wszystkie z nic są podporządkowane motywacji poznawczej. Jednak liczy się tylko pragnienie wiedzy dla niej samej, a w chwili obecnej żadna dziedzina nauki nie może się równać z badaniem Antarktydy. Odkrycia to fizyczny wyraz pasji poznania.”
Drogą Scotta była pasja poznania, to właśnie ta pasja nie pozwoliła na porzucenie odkrytych w górach skamielin roślin z dalekiej przeszłości. Scott doskonale wiedział, jak wielkie znaczenie dla nauki ma odkrycie tych śladów życia z zamierzchłej przeszłości.
Inną drogą podążał inny wielki marzyciel, człowiek będący nieustannie w drodze za marzeniem którego nie dane mu było spełnić.
Ernest Shackleton był niezwykłym człowiekiem: nie miał w sobie pasji naukowca, tak jak Scott, pasji badacza – jak Nansen, pasji odkrywcy – jak Amundsen, miał za to wielką świadomość celu jaki chciał osiągnąć. Uczestniczył w pierwszej wyprawie Scotta i wtedy zaraził się tym, co przez resztę życia będzie dla niego celem. Można powiedzieć że na tle innych wielkich odkrywców był cynikiem, gdyż jednym z największych celów była chęć zdobycia sławy i związanych z nią korzyści, ale to nie był egoizm. Shackleton posiadał także inny dar dany niewielu ludziom. Miał talent urodzonego przywódcy. Miał dar dobierania ludzi i potrafił zdobyć ich zaufanie. Pomimo żelaznej energii, talentów nie udało mu się dotrzeć do bieguna ani dokonać trawersu Antarktydy co było jego marzeniem. Przegrał z potęgą przyrody Białego Lądu – ale dokonał w sytuacji pozornie beznadziejnej tego, do czego był stworzony – uratował swoją załogę.
Różne były drogi jakimi podążali ci wielcy odkrywcy. Nie wiem kto był autorem tego niezwykłego hołdu oddanego tym prawdziwym „dzieciom Antarktydy”, ale jest to zdanie które przeszło do historii:
„Na kierownika-naukowca weź Scotta, jeśli chodzi o szybką i sprawną podróż – Amundsena, ale kiedy znajdziesz się w beznadziejnej sytuacji, z której zdaje się nie być wyjścia, klęknij i módl się o Shackletona”.
Ci wszyscy wielcy podróżnicy tez byli uczniami, chodzili do szkół i podejmowali decyzje o wyborze swojej drogi. Czerwiec jest tym miesiącem, w którym trzeba podjąć decyzje co do wyboru drogi. Czerwiec to nie tylko święto w trakcie, którego niezależnie od wieku wszyscy czujemy się dziećmi, ale także czas wyborów.
Ciekawe jakich wyborów dokonają w swoim życiu prawdziwe dzieci Antarktydy? Nie upłynęło nawet jedno stulecie od epoki pierwszych wypraw na Antarktydę - epoki nazwanej "erą wypraw heroicznych" a oto zdumione pingwiny mogą zobaczyć taki oto widok:
Matka prowadząca dzieci na terenie chilijskiej bazy antarktycznej. Czy taki widok był do pomyślenia w czasach Amundsena? Pewnie uznałby to sen osoby cierpiącej na poważne zaburzenia psychiczne. Pewnie podobne wrażenia mieli także czytelnicy prasy argentyńskiej gdy czytali w prasie artykuły opatrzone pompatycznymi tytułami:
„El primer argentino antarctico – Emilio Marcos Palma” - tak brzmi imię i nazwisko pierwszego Argentyńczyka i tym samym pierwszego dziecka które urodziło się na Antarktydzie 7 stycznia 1978 roku na terenie bazy Esperanza.
Tak wygląda miejsce urodzin - El bebe antarctico - baza Esperanza . Obok mamy zdjęcia Emilio, jako dziecka i już jako dorosłego pełnoprawnego obywatela Antarktydy. To nie jedyne dziecko jakie urodziło się na Antarktydzie. Poniżej lista pierwszych 11 obywateli Antarktydy. Urodziły się ona w bazach dwóch państw wysuwających największe żądania terytorialne na Antarktydzie – są to Argentyna i Chile.
Dzieci urodzone w argentyńskiej bazie Esperanza:
1. Emilio Marcos Palma (07.01.1978);
2. Marisa de las Nieves Delgado (27.05.1978);
3. Rubén Eduardo de Carli (21.09.1979);
4. Francisco Javier Sosa (21.09.1979);
5. Silvia Analía Arnouil (14.01.1980);
6. José Manuel Valladares Solís (24.01.1980);
7. Lucas Daniel Posse (04.02.1980);
8. María Sol Cosenza (03.05.1983).
Dzieci urodzone w chilijskiej bazie Eduardo Frei:
1. Juan Pablo Camacho Martínez (21.11.1984);
2. Gisella Ester Cortés Rojas (02.12.1984);
3, Ignacio Alfonso Miranda Lagunas (23.01.1985)
Przed jakimi wyborami staną w przyszłości te prawdziwe „dzieci Antarktydy”? Czy eksperyment polegający na próbie zasiedlenia Antarktydy podyktowany względami politycznymi ma w ogóle sens? Na dzień dzisiejszy wydaje się być bez sensu – to nie jest miejsce na szczęśliwe dzieciństwo: zima trwająca prawie cały rok wraz z huraganowymi wiatrami, nie pozwalającymi na wyjście z domu, mrozy do czterdziestu stopni i krótkie, zimne lato, a także praktycznie żadnej roślinności. Pozostaje tylko surowe piękno dzikiej przyrody.
Czy urzeknie ich ta przyroda, tak jak urzekła wielorybników słuchających w napięciu opowieści Shackletona?
„To nie byli zwykli marynarze. I nie dla wysokich zarobków, od tylu lat uparcie powracali do niebezpiecznej, twardej pracy. Każdy z nich w każdej chwili mógł mieć inną, łatwiejszą, ale nie chciał. Byli tacy, co próbowali, przechodzili na zwyczajne statki. I jak urzeczeni powracali.... Raz na zawsze straconych dla świata normalnych ludzi nierzadko nazywano szaleńcami, nie mogąc pojąć, co ich tu ciągnie.” - to fragment z opowieści o tych niezwykłych ludziach „Nie prowadziła ich Gwiazda Polarna” Centkiewiczów.
Czy prawdziwe „dzieci Antarktydy” będą tak samo powracać na ten niezwykły ląd, tym bardziej że jest to ich miejsce urodzenia? Jakich wyborów dokonają? Jacy ludzie będą dla nich autorytetami? Czy tak jak inni będą tęsknić do takich widoków?
Znaczki wydane przez pocztę BAT w 1992 roku pokazują piękno które dla tych dzieci urodzonych wśród lodów południa było codziennością i pewnie będą do nich tak samo tęsknić jak my tęsknimy za domem rodzinnym.
Niezależnie od miejsca urodzenia w momencie, gdy trzeba będzie dokonać wyborów trzeba znaleźć wskazówkę, która pomoże dokonać tego wyboru. Może warto posłuchać rady M. Kamińskiego i znaleźć te wskazówki w książkach? w opowieściach o wytrwałym dążeniu do celu, o spełnianiu własnych marzeń? I nieważne czy tym celem będzie rajska wyspa czy ląd skuty lodem ważne aby pragnąc odkrywać, poznawać.
Wszystkim młodym ludziom, których czeka teraz pora wyborów i podejmowania decyzji życzymy umiejętności podejmowania własnych decyzji nawet, jeżeli będą budzić one zdziwienie. Ale, wtedy zawsze można odpowiedzieć słowami uczestnika wyprawy Scotta Cherry-Gerrarda:
„Będą pukać się w czoło, na pewno będą pytać: „Po co?” Jesteśmy bowiem narodem sklepikarzy, a żaden sklepikarz nie zainteresuje się badaniami, które nie mogą w ciągu roku przynieść zysku finansowego. W efekcie będziecie jechać saniami w nielicznym towarzystwie ludzi, którzy nie będą sklepikarzami, a to już jest coś. Za odbycie podróży zimowej czeka was nagroda, byle tylko zależało wam wyłącznie na jajku pingwina”.
Dzisiaj w porównaniu do epoki, w której żył Scott, Amundsen i inny wielcy polarnicy jesteśmy chyba jeszcze bardziej narodem sklepikarzy, dlatego, tym bardziej potrzebna jest odwaga podejmowania decyzji godnych "dzieci Antarktydy" niezależnie od miejsca urodzenia i cel.
Powyższy tekst ukazał się wcześniej w Filateliście.