„Z ujadaniem przypominającym wilcze wycie sfora psów pędzi ciągnąć cztery pary ciężko naładowanych sań. Ludzie, a jest ich pięciu, suną wytrwale na nartach obok zaprzęgów....Wokół, jak okiem sięgnąć, ciągnie się wroga, martwa, niczym nie skażona biel.”
Ten niezwykle sugestywny opis pochodzi z książki pp. Centkiewiczów: "Tajemnice szóstego kontynentu". Tak najprawdopodobniej wyglądał początek wyprawy, która przeszła do historii. 5 uczestników wyprawy na czele z Roaldem Amundsenem przeszli do historii jako pierwsi ludzie, którzy stanęli na biegunie południowym. To ich nazwiska przeszły do annałów historii, ale czy tylko oni do nich trafili? Poczynając od pierwszej wyprawy w trakcie, której po raz pierwszy ludzie spędzili zimę na Białym Lądzie aż do schyłku XX wieku najbardziej wiernymi i często niezastąpionymi towarzyszami polarników były psy. Wkład tych mądrych zwierząt w historię odkryć polarnych jest olbrzymi. To one pomogły dostać się na biegun i to one nieraz ratowały z opresji polarników.
Warto, więc tym nieznanym bohaterom poświęcić kilka słów.
Powyższe zdjęcie zostało wykonane 14 stycznia 1911 roku w Zatoce Wielorybów. W tym miejscu zacumował widoczny na zdjęciu „Fram” słynny statek Nansena oddany do dyspozycji Amundsenowi. Polarnicy przystępują do rozładunku sprzętu. Po raz pierwszy psy po pięciu miesiącach pobytu na statku mogły poczuć twardą ziemię i poczuć wiatr. Tutaj były niezastąpione. Amundsen był doświadczonym polarnikiem. Lata spędzone wśród Eskimosów spowodowały że te na wpół dzikie psy grenlandzkie darzył niezmiernym szacunkiem.
Cofnijmy się na chwilę w czasie. W 1898 roku wyrusza na Biały Ląd inny Norweg – Carsten Borchgrevink. Wraz z 9 towarzyszami jako pierwsi zimują na na przylądku Adare, w miejscu w którym w dniu 24 stycznia 1895 roku jako pierwszy stanął na lądzie Antarktydy. Borchgrevink oprócz wytrwałości w dążeniu do celu posiadał także niezwykle cenną zaletę - umiał słuchać rad. Nie był urodzonym przywódcą tak jak Shackleton, ale będąc podobnie jak Amundsen nieodrodnym synem wikingów posiadał instynkt podróżnika. Wiedziony instynktem wikinga wyczuł, że żadne zwierzę nie przetrwa tak dobrze klimatu Białego Lądu wraz z jego niespodziankami tak jak psy. Znając realia życia Lapończyków zamieszkujących północne tereny Norwegii zabrał z sobą 90 psów zaprzęgowych pochodzących z północne Rosji wraz z dwoma Lapończykami Ole Must i Per Savio jako opiekunami.
Sambla – ulubiony pies Borchgrevinka
To właśnie psy wraz z swoimi lapońskimi opiekunami spędzili pierwszą noc na Antarktydzie w dniu 17 lutego 1899 roku. Fatalne warunki pogodowe sprawiły że na ląd zdążyły zejść tylko psy wraz z opiekunami. Dopiero następnego dnia statek dobił i można było rozpocząć rozładunek. W ten oto sposób to właśnie syberyjskie samojedy były wraz z swoimi opiekunami pierwszymi przybyszami którzy spędzili noc na kontynencie zamieszkanym do tej pory od milionów lat jedynie przez pingwiny.
„Wreszcie zamilkły nawet psy. Ze zjeżoną na karkach sierścią przywarły do nóg ludzi, zbite w gromadę, jakby nieomylnym instynktem wiedzione wyczuwały lęk tych dziesięciu ludzi wpatrzonych w odpływający do kraju „Southern Cross”.... Lęk nie do opanowania, lęk przed samotnością, jakiej nie sposób porównać z żadną inną na świecie. Bezwzględną, absolutną.” - tak opisują pp. Centkiewiczowie w książce „Nie prowadziła ich Gwiazda Polarna” chwilę rozstania przed trwającym 400 dni po raz pierwszy w historii, zimowaniem na tym nieznanym lądzie. Na szczęście były wraz z nimi psy, które nie tylko służyły jako siła pociągowa, ale także jako towarzysze trudnego zimowania. Jeden z psów - Lars uratował także swojego opiekuna Per Savio przed śmiercią w szczelinie lodowej. W trakcie powrotu z wyprawy Borchgrevink pozostawił większość psów na nowozelandzkiej wyspie Stewarta. Nie był to jednak koniec ich antarktycznej epopei.
W 1907 roku na swoją pierwszą samodzielną wyprawę antarktyczną wyrusza człowiek, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii wypraw polarnych – Ernest Shackleton. W drodze na Antarktydę zabiera w wyspy Stewarta 9 psów będących potomkami psów z wyprawy Borgchrevinka. Niestety, Shackleton nie posłuchał rad Nansena który doradzał wykorzystanie psich zaprzęgów. Wolał kupić kuce mandżurskie; 6 zwierząt z 10 zakupionych zginęło jednak jeszcze przed wyruszeniem do bieguna. W rezultacie ludzie własnoręcznie ciągnęli sanie. Na wskutek wyczerpania i braku żywności Shackleton musiał zawrócić będąc zaledwie 170 km od upragnionego bieguna.
Pomimo braku sukcesu, Shackleton powraca na Antarktydę z zamiarem dokonania przejścia przez cały kontynent. Tym razem, w roku 1914 Shackleton wie jaki błąd popełnił wcześniej. Na wyprawę zabiera 54 eskimoskie psy.
BAT, 2005, Mi 408 - 411
Tym razem pomimo wszechstronnego przygotowania nie dane było uczestnikom wyprawy zejść na ląd. Po raz kolejny nieobliczalna przyroda Białego Lądu wygrała z ludźmi. Statek wyprawy został zmiażdżony w ucisku pola lodowego. Wyprawa została zmuszona do zimowania na krze, a następnie na wyspie. Także i tym razem psy służyły ludziom pomocą w transporcie zapasów.
Rumunia – 2010 rok
Na tej całostce wydanej w Rumunii widzimy podobiznę ulubionego psa Shackletona – Samsona.
Rumunia 2012
Natomiast na tej całostce wydanej w 90 rocznicę śmierci Shackletona widzimy ulubieńców innych członków wyprawy. Nie tylko ludzie przeszli do historii tej wyprawy. Podobnie jak i w trakcie innych wypraw tak samo i teraz bez pomocy tych najwierniejszych przyjaciół szanse na przetrwanie byłyby o wiele mniejsze. Nic, więc dziwnego, że zasłużyły na to, aby ich podobizny znalazły się także na znaczkach wraz z dowódcami tych wypraw.
Powróćmy więc teraz do wyprawy Amundsena. Po spędzeniu zimy na wybrzeżu Antarktydy w bazie nazwanej „Framheim” piątka śmiałków w dniu 20 października 1911 roku wyrusza z zamiarem dotarcia do bieguna. Towarzyszy im 52 psy w czterech zaprzęgach. Geniusz Amundsena polegał na precyzyjnej organizacji marszu. Zdawał sobie przy tym sprawę że część psów padnie z wyczerpania, a część trzeba będzie zabić po to, aby nie zabrakło reszcie tego co najważniejsze – pożywienia.
Norwegia – 2011 rok – M 1750 – 1751
Nic więc dziwnego, że w 100 rocznicę wyprawy rodacy uczcili zarówno wielkiego Amundsena jak i wierne psy wydając widoczne powyżej znaczki. To m.in. dzięki ofierze tych zwierząt wyprawa odniosła sukces.
Na biegun dociera wraz z piątką ludzi jedynie 18 psów. Zachowały się w imiona jedynie 11 psów – oto imiona zapomnianych zdobywców bieguna: Lassen, Uroa, Mylius, Ring, Obersten, Per, Svartflekken, Nigger, Suggen, Helge, Frithjof.
Oto zdjęcie wykonane 14 grudnia 1911 roku na biegunie południowym. Na tle flagi norweskiej stoi wraz z swoim zaprzęgiem jeden z zdobywców bieguna Oscar Wisting. To on był głównym opiekunem psów na tej wyprawie. Niestety jeden z psów – Helge – padł na biegunie i tam spoczęły jego szczątki. W trakcie drogi powrotnej padły następne psy, z powrotem dotarły jedynie Uroa i Mylius. Niestety, klęska wyprawy Scotta połączona z źle pojętym poczuciem honoru spowodowała, że Amundsena spotkały przykrości zwłaszcza ze strony Anglików nie mogących pogodzić się faktem, iż to Norweg, a nie Anglik Scott dotarł pierwszy do bieguna. Podnoszono zwłaszcza rzekomy brak humanitaryzmu wobec psów, które po prostu zostały zjedzone. Tylko, że dzięki tej chłodnej kalkulacji oraz doświadczeniu zdobytemu wśród Eskimosów wszyscy uczestnicy wyprawy Amundsena powrócili z wyprawy.
Scott podobnie jak i Shackleton podczas swojej pierwszej wyprawy nie potrafił wyjść poza utarty sposób myślenia. Na wyprawę wziął 19 kuców syberyjskich ufny w ich wytrzymałość, a także 3 pary sań motorowych i jedynie 34 psy syberyjskie.
Na tym zdjęciu wykonanym obok Hut Point – bazie wyprawy Scotta widzimy przygotowane do wyprawy zaprzęgi. Scott jednak bardziej wierzył w sanie motorowe oraz kucyki. Może inaczej potoczyłyby się losy wyprawy gdyby nie niechęć Scotta do psów?
„Głód i strach są jedynymi realiami w ich życiu – pusty żołądek wzbudza wściekłość. Jest coś wprost odrażąjącego w tym nagłym pojawieniu się dzikich instynktów u oswojonego, wydawałoby się, zwierzęcia”. - tak Scott opisuje psy w swoim dzienniku. Nie ufał im tak jak Amundsen. Jednakże psy nie zawiodły Norwega i doszły do bieguna podczas gdy niedoskonałe sanie motorowe szybko uległy awarii a kucyki trzeba było szybko zabić gdyż nie wytrzymały trudów wyprawy. Od połowy trasy to ludzie musieli ciągnąć sanie. Dopiero wtedy w dzienniku Scotta pojawiły się pierwsze pozytywne słowa o psach: „Są doprawdy godne podziwu, gdy całymi godzinami biegną niezmiennym, miarowym truchcikiem.... Zdają się nie wiedzieć, co to zmęczenie, gdyż nawet po forsownym marszu z dużym obciążeniem każde niezwykłe wydarzenie w jednej chwili potrafi przywrócić im pełnię sił.”
Psy tak jak zawsze dały z siebie wszystko. Niestety, było ich za mało. Zostały na zawsze w lodach Antarktydy – do samego końca wierne ludziom i do końca na posterunku.
Era wypraw heroicznych dobiegła końca, ale nadal pomimo postępu i zdobyczy techniki obecność psów w wyprawach polarnych jak i w powstających bazach antarktycznych jest czymś co wydaje się oczywistością. Są jedynymi zwierzętami pochodzącymi z innego świata zdolnymi przetrwać w tych ekstremalnych warunkach. Psy są obecne chociażby w trakcie norweskiej wyprawy antarktycznej która miała miejsce 50 lat po wyprawie Bogchrevinka.
Zdjęcie wykonane w trakcie Maudheim Expedition norweskiej wyprawy antarktycznej 1949 – 1952. Nadal są także obecne na znaczkach, tak jak na tym walorze wydanym przez pocztę Belgii poświęconym belgijskiej wyprawie antarktycznej odbytej w latach 1957 – 1958.
Belgia, 1957, Mi B.25
Ale najbardziej niezwykła historia świadcząca o sile tych niezwykłych zwierząt połączonych z instynktem przetrwania i jednocześnie wiary w człowieka wydarzyła się na przełomie la 1958 i 1959.
W roku 1957 rozpoczął się Międzynarodowy Rok Geofizyczny którego celem była popularyzacja badań regionów polarnych. Do badań bardzo aktywnie włączyła się Japonia tworząc własny program badań polarnych. W związku z powyższym w styczniu 1957 roku japońska wyprawa naukowa działająca w ramach japońskiego programu badań Antarktydy – IARE założyła na wyspie Ongul położonej na Ziemi Królowej Maud /wschodnia Antarktyda/ stację polarną o nazwie Syowa . Na stacji pozostało w celu przeprowadzenia badań 11 naukowców. Wraz z nimi zimę spędzało także 15 psów rasy Sachalin Husky. Naukowcy przebywali na stacji przez rok czasu a w lutym 1958 roku mieli być zastąpieni przez inny zespół naukowców. Niestety, silny sztorm spowodował że lodołamacz który miał dotrzeć do bazy utknął w lodach. Nie było możliwości dokonania zmiany. Polarników przebywających w bazie uratowano przy pomocy helikopterów. Nie było jednak możliwości zabrania psów. Psy miały zapas jedzenia tylko na kilka dni i co gorsze, były powiązane łańcuchami. Po wyczerpującej akcji ratunkowej statek został uwolniony z lodów i odpłynął do Japonii. Po powrocie kierownictwo wyprawy spotkało się z powszechną krytyką. Pozostawienie na pewną śmierć 15 psów spowodowało że tłumaczenie o zbyt wysokim ryzyku związanym z ratowaniem zwierząt związanym z możliwością tragicznego końca całej wyprawy nie znalazło zbytniego zrozumienia.
Po upływie roku od tych wydarzeń Japończycy powrócili do bazy aby wznowić przerwane prace. W dniu 14 stycznia 1959 roku mogli stwierdzić że siedem z piętnastu pozostawionych psów zmarło będąc przywiązane do łańcucha – były to psy o imionach Aka, Goro, Pochi, Moku, Kuro, Pesu i Kuma , natomiast sześć (Riki, Anko, Deri, Jakku, Shiro i Kuma z matki o imieniu Furen – uwolniło się z łańcuchów. Tych psów nigdy nie odnaleziono. Natomiast dwa pozostałe o imionach Taro i Jiro były żywe i ciągle pozostawały w pobliżu bazy. Można było odnieść wrażenie że po prostu czekały na ludzi.
Tak wyglądały psy w chwili ich odnalezienia. Jak widać, psy były w dobrej kondycji. Przetrwały 11 miesięcy w ekstremalnych warunkach. W tym czasie nauczyły się polowac na pingwiny oraz foki. Co ciekawe, nie ruszyły ciał swoich pobratymców. Ciała siedmiu psów które nie dały rady uwolnić się z łańcuchów były w nienaruszonym stanie.
W momencie, gdy ta niezwykła wiadomość dotarła do Japonii, psy uzyskały status wręcz bohaterów narodowych. Także i poczta japońska nie pozostała w tyle i wydała oczywiście odpowiednie walory. Historia tych psów zasłużyła na to aby znaleźć się wśród najważniejszych wydarzeń XX wieku na bloku wydanym w 2000 roku.
Znaczki na których widzimy Taro i Jiro możemy podziwiać także na FDC wydanym również w 2000 roku.
Jiro pozostał na Antarktydzie i nadal przebywał na stacji Syowa, tam też zmarł w roku 1960 z przyczyn naturalnych. Jego ciało zostało przewiezione do Japonii i po zabalsamowaniu jest przechowywane w Muzeum Przyrody i Nauki w Tokio. Natomiast jego brat Taro – oba psy pochodziły od jednej matki – został przewieziony do Japonii i przebywał w swoim rodzinnym mieście Sapporo i żył na terenie Uniwersytetu Hokkaido az do śmierci w 1970 roku. Następnie także został zabalsamowany i jest wystawiony w Muzeum Narodowym w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Hokkaido w Sapporo.
W 2007 roku poczta japońska wydał walor poświęcony środkom transportu używanym na Antarktydzie. Tutaj także możemy zobaczyć podobizny Taro i Jiro – były one przecież psami pociągowymi. Przecież to właśnie dzięki tym zwierzętom, nazywanym bardzo słusznie, najwierniejszymi przyjaciółmi człowieka, eksploracja Antarktydy byłaby niemożliwa.
Na wyspie Seymoura, w zatoce zwanej Zatoką Pingwinów znajduje się niezwykły pomnik. Oto, w miejscu gdzie doszło do spotkania wszystkich uczestników wyprawy Nordenksjolda z załogą argentyńskiej korwety „Urugay” która przybyła na ratunek ocalałym po katastrofie statku „Antarctic” członkom szwedzkiej wyprawy antarktycznej znajdują się obok tablicy upamiętniającej to wydarzenie oryginalny pomnik. Na małym podwyższeniu ustawione są sanie do zaprzęgu psiego! Polarnicy w ten sposób oddają hołd wszystkim psom które niestrudzenie biegły w zaprzęgu. Jest to więc jedyny na świecie – Pomnik Psa Pociągowego!!!
Miejsce to, wraz z znajdującym się tutaj kamiennym schronem – miejscem zimowania ocalałych członków wyprawy z 1903 roku jest wpisane na listę pomników historycznych pod numerem 60 i podlega ścisłej ochronie. Także i najsłynniejsi przedstawiciele psów zaprzęgowych czyli Taro i Jiro doczekali się pomników.
Ten pomnik znajduje się niedaleko portu w Nagoya. Oprócz tego pomnika w Japonii są jeszcze dwa: w stolicy niedaleko budynku Tokio Tower oraz na wyspie Hokkaido w Wakkanai. Nie dość na tym. Niezwykła historia tych psów posłużyła jako scenariusz do dwóch filmów. Pierwszym filmem był nakręcony w 1983 japoński film Nankyoku monogatari ("Opowieść o biegunie południowym"). Do tego filmu muzykę napisał słynny grecki multiinstrumentalista Vangelis. Natomiast w 2006 roku wytwórnia Disney nakręciła nieco zmienioną wersję przygód Taro i Jiro. Film nosił tytuł „Przygoda na Antarktydzie”.
W ten oto sposób antarktyczne psy weszły na stałe także do historii kina.
Era tych niezastąpionych towarzyszy polarnych nocy dobiegła jednak końca. Od czasów pierwszej wyprawy antarktycznej w 1898 roku ich obecność była najbardziej istotnym elementem wypraw polarnych. Z czasem zajęły miejsce już na stałe w bazach polarnych służąc głównie jako siła pociągowa w zaprzęgach. Jednakże wraz z rozwojem techniki ich znaczenie jako środka transportu malało nieustannie aby w końcu przejść do historii.
Jedynie na australijskiej stacji Mawson od początku jej istnienia czyli od roku 1954 husky były stałymi mieszkańcami bazy. Jednakże na wskutek nowych regulacji prawnych w obowiązującym wszystkie państwa posiadające swoje bazy w Antarktyce Traktacie Antarktycznym psy musiały opuścić już na stałe tereny objęte regulacjami traktatowymi. Był to skutek postanowień zapisanych w tzw. protokole madryckim dotyczącym ochrony środowiska naturalnego rejonu Antarktyki z 1991 roku.
Artykuł 4 II załącznika do niniejszego protokołu mówi co następuje:
Pkt. 1. Żadne gatunki zwierząt lub roślin spoza obszaru Układu w sprawie Antarktyki nie będą wprowadzone na ląd lub szelf lodowy albo też do wód Układu w sprawie Antarktyki, z wyjątkiem przypadków objętych zezwoleniem.
Pkt. 2. Psy nie będą wprowadzone na ląd lub szelf lodowy, a te psy, które tam się znajdują obecnie, zostaną usunięte do dnia 1 kwietnia 1994 r.
W ten oto sposób nastąpił zmierzch ery zwierząt, które podbój Antarktydy bardzo często przypłacały swoim życiem. Ostatnie husky opuściły stację Mawson w 1993 roku.
BAAT, FDC z roku 1994, Mi 98-101
Ostatnie husky zostały uwiecznione na znaczkach wydanych przez pocztę Australijskiego Terytorium Antarktycznego w 1994 roku. Na pewno pozostanie po nich pamięć w sercach polarników i tych wszystkich którym bliskie są wyprawy polarne oraz zwierzęta. Pozostanie po nich romantyczna legenda najbardziej wiernych przyjaciół i zdobywców bieguna południowego.