„Na samym krańcu naszej planety leży spowita w błękicie oceanów ziemia. Niby śpiąca księżniczka, piękna i złowroga, spoczywa w mroźnym śnie otulona w fałdy śnieżnej szaty połyskującej ametystami i diamentami lodu” - tak opisywał piękno tego najbardziej niegościnnego z kontynentów amerykański polarnik admirał Byrd. Ten niepojęty urok Białego Lądu przyciągał do siebie jak magnes śmiałków chcących poznać jego tajemnice.

Oto jeden z nich, może nie jest tak znany jak inni giganci epoki heroicznej, ale wyprawa którą kierował jest splotem tak nieprawdopodobnych wydarzeń, że na cud wygląda że tylko jeden z uczestników tej wyprawy pozostał na zawsze na Białym Lądzie.

 

Na kolejnym znaczku wydanej przez pocztę BAT i poświęconym odkrywcom antarktycznym widnieje podobizna szwedzkiego barona Nilsa Otto Gustawa Nordenskiolda. Przyszły badacz polarny urodził się 6 grudnia 1869 roku w miejscowości Sjogle w Szwecji. Po ukończeniu studiów w Uppsali w roku 1905 już po powrocie z swojej wyprawy antarktycznej został mianowany profesorem geografii na uniwersytecie w Goteborgu.. Zanim wyruszył na swoją największą wyprawę, uczestniczył także w innych. W latach 1895-97 kierował wyprawą do południowych krańców Ameryki Płd. następnie w 1898 roku objechał Alaskę, a w 1909 r. Grenlandię. Nic więc dziwnego że także Grenlandia uczciła w 2009 roku pamięć tego wybitnego naukowca wydając ten oto walor.

 

O. Nordenskjold był nie tylko podróżnikiem, ale i wybitnym naukowcem. W uznaniu jego zasług został wybrany w 1916 roku członkiem Szwedzkiej Królewskiej Akademii Nauk. Poza tym był także członkiem ponad 40 towarzystw naukowych. Niestety, w roku 1928 został na ulicy potrącony przez autobus i na skutek poniesionych obrażeń w wieku 57 lat zmarł 3 czerwca 1928 roku w Goteborgu i tam został pochowany. Cofnijmy się w tym momencie do roku 1901 i na chwilę zatrzymajmy się na innym bohaterze tej wyprawy. Mamy na myśli statek noszący dumnie imię „Antarctic”. Mocno to leciwy w latach był już statek. Zbudowany został w norweskiej stoczni Drammen w 1871 roku. Był to trzymasztowy bark o napędzie parowym. Przeznaczony był pierwotnie do połowów wielorybniczych, ale ponieważ były to czasy wypraw odkrywczych brał także udział w kilku wyprawach polarnych. Między innymi to na tym statku dopłynęli do brzegów Antarktydy Bogchrevink wraz z towarzyszami, którzy jako pierwsi ludzie 24 stycznia 1895 roku stanęli na stałym lądzie kontynentu na przylądku Cap Adare. W 1900 roku właścicielem tego zasłużonego w walce z lodami statku zostaje O. Nordenskjold. Po przeprowadzeniu niezbędnych remontów i skompletowaniu załogi „Antarctic” wyrusza ponownie na Biały Ląd.

 

Tak wygląda statek na oficjalnie wydanej pocztówce poświęconej Szwedzkiej Wyprawie Antarktycznej. Tym oto statkiem, po zakończeniu remontu, w dniu 16 października 1901 roku wypływa z Goteborga wyprawa, której celem jest zimowanie na lądzie Antarktydy i przeprowadzenie badań naukowych. Załoga statku liczyła 20 członków plus 7 członków ekipy naukowej. Wielkim atutem tej wyprawy był fakt iż statkiem dowodził kapitan Larsen, znawca wód polarnych i odkrywca. 15 grudnia 1901 roku statek przypływa do portu w Buenos Aires w Argentynie i tutaj do wyprawy dołączył oficer armii argentyńskiej, jednocześnie badacz magnetyzmu ziemskiego por. Sobral. Także rząd argentyński wsparł wyprawę zapasami jedzenia oraz paliwa. Finanse wyprawy były tak bardzo skromne, że ekipa naukowa nie otrzymywała żadnego wynagrodzenia. To były jeszcze te piękne czasy, gdy zapłatą za trudy była czysta satysfakcja.

 

Wyprawa cieszyła się, tak dużym uznaniem iż poczta Argentyny wydała z tej okazji specjalną pocztówkę z podobizną dowódcy wyprawy. Po odpoczynku i uzupełnieniu zapasów wyprawa udała się na południe. Pogoda sprzyjała i wydawało się, że wyprawa dotrze do stałego lądu . Niestety, płynąć po nieznanych wodach udało się dotrzeć jedynie do 64 stopnia szerokości południowej i 1 lutego 1902 roku statek został zmuszony do odwrotu. Szukając dogodnego miejsca do zejścia na ląd wyprawa dociera w dniu 9 lutego do wyspy Snow Hill, sąsiadującej z znaną kap. Larsenowi z poprzedniej wyprawy wyspą Seymour.

 

Tak wygląda wyspa Snow Hill wraz z widoczną chatą, która na najbliższe dwa lata stanie się domem dla piątki śmiałków, którzy w dniu 9 lutego 1902 roku zeszli w tym miejscu na ląd. Prócz dowódcy O. Nordenskjolda byli to meteorolog G. Bodman, lekarz E. Ekeloff, por. Sobral, O. Jonassen i G. Aakerlund.

Głównym zadaniem piątki śmiałków były badania związane z magnetyzmem ziemskim, a także badania topograficzne, geologiczne i meteorologiczne. W trakcie zimowania podjęto kilka wypraw. Dzięki nim odkryto wiele wysp i ostatecznie potwierdzono teorię o połączeniu Ziemi Grahama z Ziemią Ludwika Filipa. Natrafiono także na skamieniałości roślinne z okresu trzeciorzędu. Warunki zimowania były jednak tak ciężkie iż wraz z nadejściem krótkiego lata wszyscy żyli już tylko jednym – oczekiwaniem na statek „Antarctic”, który miał ich zabrać z wyspy. Ale statek nie nadchodził, choć codziennie go wypatrywali. Niestety dni mijają i perspektywa ponownego zimowania staje się coraz bardziej realna. Wszelkie nadzieje na powrót runęły ostatecznie 16 lutego 1902 roku. W tym dniu morze zamarzło ostatecznie. Nastała ciężka i trudna do wytrzymania zima. Niepewność co do dalszych losów była olbrzymia.

 

Na tej argentyńskie pocztówce wydanej tuż po zakończeniu wyprawy widzimy chatę, w której członkowie wyprawy spędzili dwie zimy na wyspie Snow Hill. Ale to nie koniec niespodzianek. W trakcie jednej z wypraw na którą wybrali się w celu zbadanie możliwości przedarcia się na wyspę Paulet, Nordenskjold wraz z Jonassenem, w dniu 12 października 1903 roku zobaczyli coś co wprawiło ich w niesłychane zdumienie. Oto, widziane z oddali poruszające się punkciki, które brali początkowo za pingwiny okazały się ludzkimi sylwetkami. Oto na tym pustkowiu dochodzi do bezprecedensowego spotkania. Tymi ludźmi okazują się trzej członkowie załogi statku „Antarctic”. Byli to: Gunnar Andersson, porucznik Duse i Toralf Grunden a ich historia była niesamowita.

Po wysadzeniu na ląd pięciu uczestników zimowania statek odpłynął na Falklandy. Tutaj do załogi dołączył zoolog Andersson, po czym statek popłynął na remont do Ushuaia na Ziemi Ognistej.

 

Stąd też kapitan Larsen wysłał pocztówkę do Buenos Aires. Widoczny jest na niej stempel z nazwą statku oraz nazwą wyprawy.

Po zakończeniu remontu 4 listopada 1902 roku statek wypływa na południe. Po dokonaniu dokładnych pomiarów na wybrzeżu Ziemi Grahama udano się 5 grudnia na wyspę Snow Hill. Niestety, aby dostać się do niej należało przepłynąć cieśninę Antarktydy. Tymczasem zalegał w niej lód . Pomimo podejmowanych prób nie było szansy aby w tym roku udało się dostać na wyspę Snow Hill. W dniu 29 grudnia korzystając z dogodnego momentu na brzeg wysiada trzech ochotników, którymi byli: nowy członek załogi Andersson, oraz Duse i Grunden. Jest to miejsce znane pod nazwą Hope Bay – Zatoka Nadziei. Dzieli ich około 200 mil od Snow Hill. Ich zadaniem jest dotarcie do zimujących i przeprowadzenie ich do Hope Bay skąd zostaną zabrani przez statek. Niestety, to co wydawało się realne okazało się jednak nie do zrealizowania. Nieznajomość terenu spowodowała, że zamiast na ląd natknęli się na nową zatokę morską. Oto jak opisuje to wydarzenie Andersson:

„Stoimy cicho i zakłopotani, widzimy przed sobą rzeczy nowe i wspaniałe. Ciągnące się kilometrami pokryte śniegiem równiny. Można sobie wyobrazić że leży przed nami pokryte śniegiem gigantyczne miasto, widzimy domy, pałace, tysiące różnych wież, iglic zastygłych w nieregularnych formach” - Antarktyda potrafi zachwycić, nawet wtedy gdy sytuacja jest beznadziejna.

Trzech wędrowców powraca 13 stycznia do Zatoki Nadziei i oczekuje na statek. Niestety, dni upływają i coraz bardziej wyraźniej widzą, że coś się stało i nikt po nich nie przepłynie. Także i oni muszą zimować. Gdy nadchodzi wiosna, wycieńczeni postanawiają przedrzeć się inną drogą do Snow Hill. Ich odyseja kończy się 12 października gdy spotykają Nordenskjolda.

 

Co stało się jednak z statkiem? Gdzie jest „Antarctic”?

Po wysadzeniu na brzeg trójki śmiałków, kapitan Larsen próbuje przebić się do Snow Hill inną drogą. Niestety, 10 stycznia 1903 roku po raz pierwszy lody okazały się silniejsze od statku. Ich napór był tak silny, że nie pomogły próby ratunku i 12 lutego 1903 roku statek ostatecznie zatonął w odległości 25 mil od wyspy Paulet. Ocaleni członkowie załogi w niewyobrażalnych warunkach po 14 dniach walki z lodami dobrnęli do wyspy Paulet i od 28 lutego także oni stanęli przed koniecznością przymusowego zimowania.

Na tej mapce widzimy w jak niewielkiej od siebie odległości spędziły zimę 3 grupy uczestników Szwedzkiej Wyprawy Antarktycznej, nic o sobie nie wiedząc.

Wydawać by się mogło, że nie ma już nadziei. Ale na szczęście zaniepokojone brakiem wieści o wyprawie rządy Szwecji i Argentyny zawarły porozumienie, co do wspólnego wysłania ekipy ratunkowej. Ustalono, że statki: argentyński „Urugay” i szwedzki „Fridtjof” spotkają się 1 listopada 1903 roku w Ushuaia na Ziemie Ognistej. Ponieważ szwedki statek spóźniał się na ratunek wypłynął argentyński „Urugay” pod dowództwem kapitana Trizara. Tym razem nie napotkał na swojej drodze lodu i 8 listopada dotarł do wyspy Seymour, na której w tym momencie znajdowało się dwóch uczestników wyprawy Bodman i Aakerlund, którzy wybrali się tutaj na rekonesans Trudno opisać radość z tego spotkania. Oto po dwóch latach nadchodzi ratunek.

Tak widzieli powitanie redaktorzy francuskiej gazety. Zarówno heroiczna historia tej wyprawy, jak i ekspedycja ratunkowa odbiły się szerokim echem na całym świecie. Pozostaje jeszcze tylko jedna niewiadoma. Co z rozbitkami z statku „Antarctic”? I tutaj mamy do czynienia z następnym niezwykłym wydarzeniem. Tak, jak wcześniej wydawało się, że cudem jest spotkanie trójki z Zatoki Nadziei z zimującymi na wyspie Snow Hill, tak i teraz dochodzi do niezwykłego spotkania.

Po zakończeniu zimy i zniknięciu lodu z wód zatoki kapitan Larsen wraz z piątką członków załogi statku postanawia udać się do Zatoki Nadziei w celu nawiązania kontaktu z pozostawioną tam trojką towarzyszy. Dociera na miejsce 4 listopada i znajduje puste miejsce zimowania. Nie ma ludzi, została natomiast kartka wraz z informacją o kierunku, w którym udała się trójka polarników. W tym też kierunku udają się Larsen z swoimi ludźmi.

Tymczasem w obozie na wyspie Snow Hill ocaleni uczestnicy zimowania szykują się do powrotu do domu, jednocześnie rozważając perspektywy wyprawy ratunkowej. Dochodzi godzina 10, 30 kiedy to psy zaczynają ujadać, tak jakby ktoś się zbliżał. Nordenskjold oczekiwał na przybycie marynarzy argentyńskich, ale od strony wybrzeża nikt nie nadchodzi. Okazuje się, że to z przeciwnej strony nadchodzą jacyś ludzie. To Larsen wraz z pozostałymi ludźmi. Niezwykłe wydarzenie. Oto, w tym samym czasie nie mając możliwości komunikacji w tym samym miejscu spotykają się ocaleni uczestnicy wyprawy.

Niezwykła to wyprawa i niezwykłe zakończenie. Nic więc dziwnego że zostało ono uczczone przez pocztę Argentyny oraz Szwecji.

Oto wydany przez pocztę Argentyny w 2003 roku, czyli w setną rocznicę wyprawy ratunkowej walor na którym widzimy dowódcę wyprawy O. Nordenskjolda i dowódcę statku „Urugay” kapitana Trizara a także uczestników zimowana na Snow Hill.

 

Także Szwecja wydała stosowny walor. Tutaj widzimy całość z 2002 roku przedstawiającą statek „Antarctic” wraz z stosownym stemplem okolicznościowym.

Tęsknota za bliskimi musiała być olbrzymia wśród zimujących na Snow Hill. Prawdopodobnie w 1902 roku Nordenskjold napisał list do swojego ojca, który został wysłany później z Portu Stanley na Falklandach.

 

Niezwykły to dokument. Jak widzimy ta niezwykła wyprawa pozostawiła także swoje niezwykle cenne świadectwa filatelistyczne. Są one nie tylko cennymi dokumentami, ale także świadectwem tęsknoty. Ci ludzie przeżyli to, co było udziałem nielicznych. Przeżyli i powrócili z wyprawy, która zgodnie z logika nie powinna zakończyć się sukcesem. Ale przeżyli. Tak opisał chwilę pożegnania z tym najbardziej okrutnym dla życia kontynentem porucznik Scottberg:

 „Statek, który się porusza – jest prawie nie do pojęcia! Powoli, płynnie oddalamy się od tej wyspy, której czarny wierzchołek sterczy bardziej złowieszczy niż kiedykolwiek. Nie mogę oderwać od niego oczu. Nie żałuję przecież, że otwarły się wrota więzienia, a jednak z jakimś uczuciem żalu patrzę na Wyspę Paulet ginącą poza oślepiającymi lodami Wyspy Dundee; prawdopodobnie, a nawet z całą pewnością ginie ona z mych oczu na zawsze. A przecież była mi chwilowo jakby ojczyzną”.

Powracają do domu zdrowi i cali. Ocaleni. Niepokonani. Ale gdzieś w głębi serca, pozostanie na zawsze tęsknota. Tęsknota za tym niezwykłym Białym Lądem.

Niniejszy tekst ukazał się pierwotnie w Filateliście, 2013, 9, 460-463.