Wraz z upływem lat morza południowe przestały wzbudzać strach. Coraz więcej statków wpływało na te burzliwe akweny. Z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć – niestety, ale niebyły to wyprawy naukowe podobne do tych opisanych wcześniej. Największym, magnesem były foki i wieloryby. Zapotrzebowanie na tłuszcz i olej było olbrzymie – ilość zwierząt na morzach Antarktyki także olbrzymia, no i chęć wzbogacenia się także olbrzymia.

Nie sposób jednak nie podziwiać załóg tych niewielkich żaglowców, które nie bacząc na ryzyko decydowały się na wpłynięcie na te, ciągle jeszcze nieznane, wody. Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się ile było tych rejsów, ile załóg powróciło a ile odeszło na wieczną wachtę znajdując grób w tym wiecznie burzliwym morzu. Nie myśleli oni o badaniu nowych terenów i odkryciach, a nawet wręcz nie wspominali o swoich regionach łowieckich. Ich naczelną dewizą jest dyskrecja. Przecież każdy nowo odkryty skrawek lądu, to potencjalne nowe łowisko.

Jednakże nazwiska kilku z tych łowców fok przeszło do historii. W pogoni za fokami dopłynęli dalej niż ich poprzednicy i pozostawili po sobie dzienniki podróży, dzięki którym znamy ich dokonania. Do grona łowców fok należał wspomniany już wcześniej N. Palmer, następni to angielscy łowcy fok Powell i Weddell. Właśnie ten ostatni został uwieczniony na kolejnym znaczku z serii wydanej przez BAT.

Czym tak się zasłużył James Weddell żyjący w latach 1787-1834 aby jego nazwisko trafiło do annałów historii odkryć polarnych?

Od dziewiątego roku życia jego domem było morze. Ten pochodzący ze Szkocji kapitan w chwili gdy wyruszał na rejs dzięki któremu przeszedł do historii był już emerytowanym oficerem Royal Navy. Jego praca to połów fok. Nie była to jego pierwsza wyprawa, wcześniej w latach 1819-1821 pływał na południe od Falkland i odkrył wyspy Orkady Południowe z których wrócił z pełnym ładunkiem. Zachęcony tym sukcesem ponownie wypływa 13 września 1822 roku na morza Antarktyki. Tym razem dowodzi dwoma statkami. Tylko co to za statki!! - to wręcz stateczki – większą „Jane” o wyporności 160 ton i załodze 22 ludzi i mniejszy, jedynie 65 tonowy „Beanfoy” pod dowództwem Matthew Brisbane z załoga 13 ludzi. Te łupiny wyruszają w pogoni za zyskiem na najbardziej niebezpieczne wody świata. Na rycinie pochodzącej z wydanej w 1825 roku książki Weddella będącej zapisem jego podróży na południe widzimy oba te stateczki wśród gór lodowych.

Zostały one uwidocznione także na innym znaczku wydanym przez BAT wraz z podobizną kapitana.

Płynąć wzdłuż 40 stopnia długości zachodniej dopływa do 64 stopnia58 minut szerokości południowej i w tym miejscu zawraca. Przecież chciał znaleźć foki!! - tutaj zaś jak okiem sięgnąć nie widać było lądu. Jego wzrok pragnął takiego oto widoku, jak na tym zdjęciu z wyspy Signy na Orkadach. Jak widać słonie morskie ulokowały się na drodze do budynku nic nie robiąc sobie z obecności ludzi.

 

Jednakże nie napotykając żadnego lądu, jeszcze raz Weddell postanawia spróbować szczęścia i zawraca na południe. Tym razem napotyka górę lodową, której strona północna pokryta była ziemią. A więc musi być jakiś ląd na południu!! Pogoda jest jednakże typowa dla tych regionów – śnieg, mgły i góry lodowe wokół. Marynarze mogą tylko tęsknym wzrokiem spoglądać na nieznane im do tej pory stworzenia wylegujące się na krach. Są to foki które od tej pory będą znane jako foki Weddella. Tak ją widział kapitan:

 

Na szczęście malutkie statki maja też bardzo małe zanurzenie. Dzięki temu mogą przebijać się dalej na południe. Niemniej jest to ciągłe igranie ze śmiercią. Tymczasem wraz z dopłynięciem do 70 stopnia szerokości następuje zmiana. Pojawia się piękna pogoda i znikają też góry lodowe. Wokół rozciąga się czyste morze.

 

„Dzięki sprzyjającym wiatrom dotarłem 20 lutego 1823 roku na 74 stopień 15 minut szerokości geograficznej południowej i 34 stopień 16 minut długości geograficznej zachodniej, niezatrzymywany przez lód. Dopiero tutaj coraz silniejszy wiatr zmusił mnie do zmiany kursu i popłynięcia na północ” - takie słowa zanotował w swoim dzienniku James Weddell. Dopłynął o całe 5 stopni dalej na południe niż sławny Bellingshausen. Dopiero po prawie 100 latach w 1911 roku Wilhelm Filchnner dopłynie dalej na południe. Weddell morze po którym płynął nadał imię króla Jerzego IV. Później zostanie ono nazwane jego imieniem i do dzisiaj w atlasach widnieje ono jako Morze Weddella.

 

Niestety – kapitan Weddell niewiele skorzystał z sławy jakie przyniosły jego odkrycia. Nie powrócił już na morza polarne, chociaż pływał jeszcze na Tasmanię i do Australii. Także książka z jego relacją która w szybkim tempie doczekała się wznowienia nie przyniosła mu profitów. Umiera w 1834 roku w Londynie w biedzie i zapomnieniu.

 

Jednakże nadal jego imię widnieje na mapach świata, gdyż jego imię nosi morze, wyspa a także foka. Foka która wraz z pingwinami widzimy na tej pięknej kopercie FDC wydanej w 1999 roku w Chile.

 

Mija zaledwie kilka lat i następny łowca fok trafia na karty historii a wraz z nim nazwisko właściciela stoczni w Londynie Charlesa Enderby która założył firmę zajmującą się organizowaniem połowów na zwierzęta dostarczające tran. Jednym z łowców zatrudnionych przez tą firmę był John Biscoe żyjący w latach 1794 – 1843.

W dniu 14 lipca 1830 roku wychodzą w morze dwa statki „Tula”o wyporności 148 ton i kuter „Lively”o wyporności 70 ton. Pierwszym statkiem dowodzi John Biscoe a drugim William Smith. 21 stycznia 1831 roku przecinają krąg polarny a 1 lutego są na 70 stopniu szerokości południowej. Jednakże są oni o wiele bardziej wytrawnymi znawcami tych wód niż Bellingshausen który tutaj także dotarł. Barwa wody wskazuje na bliskość lądu. Przed nimi leży jednak biały mur, który powstrzymuje rejs. Pozostaje płynięcie wzdłuż tej bariery. Wieczorem 25 lutego o godzinie 8 Biscoe notuje w dzienniku iż spostrzegł „dwie albo trzy bryły które miały wygląd jakby ziemi” było to w odległości 30 km od statku. Prawdopodobnie Boscoe obserwował cypel Tange leżący na 67 stopniu 27 minut szerokości południowej.

Mija jednak kilka dni i oto 28 lutego ponad bariera lodową pojawiają się potężne grzbiety morskie. To, co odsłania się przednimi, warte jest, by narażać życie, gdyż jest to ląd, potężny ląd biegunowy.

W ten też sposób uwieczniona zostaje nazwisko chlebodawcy kapitana gdyż od tej pory lad ten będzie nosić nazwę Ziemi Enderby a góry, które widziała załoga statku będą nosić nazwę gór Biscoe. Niestety, potężny sztorm odrzuca statki na północ, poza tym na statku wybucha szkorbut. Oba statki powracają na Tasmanię, niestety dwóch marynarzy nie doczekało powrotu. Po uzupełnieniu zapasów Biscoe i Smith ponownie wychodzą w morze, tym razem na druga stronę Antarktydy. 4 stycznia 1832 roku natrafiają na wysoka wyspę która od tej pory będzie nosić nazwę Wyspy Adelajdy, która możemy zobaczyć na tym zdjęciu:

Płynąc dalej widzą potężny ląd do którego z powodu lodów nie mogą bliżej podejść. Jednakże nieco dalej na północ natrafia na zatokę, w której może lądować. Jako pierwszy z ludzi wstępuje Biscoe na ląd leżący na tej szerokości. Widzi stąd szczyty gór na lądzie które będzie znany jako Ziemia Grahama. Tak więc Biscoe stal się pierwszym człowiekiem który w dniach 17-18 luty 1832 roku stanął na lądzie Antarktydy.

Oba statki powracają. Niestety w drodze powrotnej w okolicach Falkland rozbija się kuter „Lovely” - załogę jednak udało się uratować. Ponownie sprzyja tej wyprawie szczęście. Po powrocie do Anglii Biscoe i Smith są gorąco przyjmowani. Zapomina się tym razem, ze statki nie przywożą prawie żadnego ładunku, gdyż firma Enderby dzieli ich sławę. Towarzystwo Geograficzne w Londynie i w Paryżu nadają Biscoe`emu złoty medal. Jak widać łowcy fok w pogoni za zyskiem i nowych miejsc połowów – odkrywają nowe lądy.

Niestety – podobnie jak i Weddell tak i Biscoe nie skorzystał z sławy. Zaproponowano mu powrót na Antarktydę i dowództwo nowej wyprawy w 1833 roku ale odmówił i powrócił do rejsów handlowych. W 1836 roku osiedlił się wraz z rodziną w Australii. Zły stan zdrowia i brak pieniędzy zmusił do powrotu do Anglii. W trakcie rejsu powrotnego w 1843 Biscoe zmarł na morzu.

Pamięć tego podróżnika została uczczona poprzez nadanie jego imienia dla dwóch statków pływających po morzach Antarktyki.. Podobizny tych statków możemy zobaczyć na znaczku wydanym przez pocztę wysp Falklandzkich w 1954 i 1955 roku

 

 

a także na tej całości z znaczkami poczty BAT nadanej na odkrytej przez Biscoe wyspie Adelajdy

 

Tak zaś wygląda ten statek w rzeczywistości.

Jako ciekawostkę można podac że nazwisko Biscoe nosił jeden z pięciu pierwszych budynków postawionych na australijskiej stacji Mawsona w 1954 roku. Na ośmiu metrach kwadratowych wygospodarowano pomieszczenia dla dziesięciu osób.

 

 Wraz z rejsem Biscoe kończy się era łowców fok – odkrywców. Zaczyna się druga epoka badań antarktycznych – epoka naukowa.